W swojej części zaprezentowałem tylko jeden utwór - Burzę do obrazu warszawianki Marianny Czech-Godlewskiej pt. Burza (zdjęcie poniżej; poniżej także oryginalny zapis mojego utworu powstałego podczas Warsztatów Wydawnictwa św. Macieja Apostoła w Chlewiskach zaledwie tydzień wcześniej; bardzo się cieszę, że mogłem poznać na żywo państwa Godlewskich) i, jak sądzę, wypadł bardzo dobrze.
Po części oficjalnej, artystycznej rozmowy przeniosły się w głąb kawiarni (panie Mariola Frankiewicz i nowo poznana Katarzyna Bomba czy na przykład ja) lub do ogródka (tam usiedli palący). Przyznam, że rozbawiło mnie kilka kwestii poruszonych w trakcie rozmowy (zwłaszcza te dotyczące historii Polski i te związane z używaniem napojów wyskokowych). Ja nie sięgałem po piwo, lecz po widoczną na jednym z poniższych zdjęć lemoniadę, pychota! Raz na jakiś czas warto popróbować nowych smaków (i ta kwaskowatość pomarańczowa, mmmm!)
![]() |
"Burza" warszawskiej malarki Marianny Czech-Godlewskiej. |
![]() |
Moja literacka interpretacja ww. "Burzy" - oryginał. |
Po części oficjalnej, artystycznej rozmowy przeniosły się w głąb kawiarni (panie Mariola Frankiewicz i nowo poznana Katarzyna Bomba czy na przykład ja) lub do ogródka (tam usiedli palący). Przyznam, że rozbawiło mnie kilka kwestii poruszonych w trakcie rozmowy (zwłaszcza te dotyczące historii Polski i te związane z używaniem napojów wyskokowych). Ja nie sięgałem po piwo, lecz po widoczną na jednym z poniższych zdjęć lemoniadę, pychota! Raz na jakiś czas warto popróbować nowych smaków (i ta kwaskowatość pomarańczowa, mmmm!)
Aha, zapomniałem mojego Rycerza Floriana..., a szkoda, bo w przeciwnym razie kolejny egzemplarz miałby nowego właściciela. Ale cóż, kto późno wstaje, a ja wstałem tuż przed wyjściem na pociąg, bo się zdrzemnąłem, ten sam sobie szkodzi. Pogoda dopisała - ciepło, słonecznie, jasno aż do samej imprezy. Wiosna przyszła.
Powrót do domu był bardzo spokojny (śledziłem w tym czasie przeboje Schalke 04, któremu kibicuje mój kolega, i Hamburgera SV, co stało się małą tradycją), czułem jednak, że siły organizmu są na wyczerpaniu: trzy kolejne tygodnie z wyjazdami w artystycznym gronie, niespodzianki zawodowe, dużo czasu poza domem i pojawiła się potrzeba posiedzenia w towarzystwie mądrego człowieka. A potem ten spokój uległ zaburzeniu: pociąg do Gliwic spóźniał się, trzeba było kupić bilet na inny, bo nie miałem siły na siedzenie na dworcu w Katowicach do 1 czy 1:30.
Tak czy siak, to była najdłuższa seria występów w moim życiu, aż 7 na przestrzeni 15 dni (fakt, że 5 z nich w Chlewiskach w stałym gronie). Ciągu dalszego podobnych przygód prędko nie będzie. Kontakt ze znanymi ludźmi po tygodniu pełnym dziwnych zdarzeń - jak najbardziej pożądany. Do następnego - w nowej odsłonie, bo trzeba ciągle szukać nowego, lepszego, ciekawego.
Wszystkie fotografie mojego autorstwa.
Wszystkie fotografie mojego autorstwa.
*przystanek drugi, czyli opis wyprawy do Chlewisk, Siedlec i Kotunia z ludźmi skupionymi wokół Wydawnictwa św. Macieja Apostoła w Lublińcu, pojawi się wkrótce; przyczyna opóźnień? Brak czasu i energii, tak deficytowych u twórcy-amatora, który generalnie jednak żyje czymś innym i z czego innego.
Dziękuję za uwagę i do poczytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz