Translate

piątek, 16 maja 2025

Kwiecień literacki, przystanek trzeci. Ephemeros XX w Krakowie, 19.04.2025

Cykliczna impreza poetycka Ephemeros znów zagościła w krakowskiej kawiarni Efemeria. W Wielką Sobotę trafiła się kolejna okazja, by zanurzyć się w tajemniczej aurze tego ciekawego miejsca, spotkać bardziej i mniej znane twarze, zaprezentować się na scenie, odbyć rozmowy. Prowadzili - jak zwykle - Janusz Andrzej Wieczorek oraz Michał Krzywak, lokalni animatorzy kultury. Zapraszam do relacji.  Zbliżająca się Wielkanoc nie stanowiła przeszkody, by literaci-amatorzy stawili się liczni w znanym, lubianym lokalu Katarzyny Marszałek. Kilkanaście osób bądź to prezentowało swoje utwory, bądź tworzyło atmosferę wśród publiczności. Ludzie, przybywajcie więc częściej, każda okazja jest dobra, by wystąpić. Ze sceny popłynęły teksty wychwalające rozkwitającą wiosnę (Alicja Wedel-Grzenda), wspominające lata 80. w Polsce (Mariola Frankiewicz) czy też opisujące w żartobliwy sposób święta (Tobiasz Kruk). Radek Bicz zaprezentował swoje miniatury - i tutaj czuję, jak wiele mi błyskotliwości brakuje. Nie każdy może sprawdzić się we wszystkim. Byli i Kasia Mi Pawłowska, i Paulina Ostrowska, działo się. Nie zabrakło wielkanocnych jaj (dosłownie i w przenośni). 
W swojej części zaprezentowałem tylko jeden utwór - Burzę do obrazu warszawianki Marianny Czech-Godlewskiej pt. Burza (zdjęcie poniżej; poniżej także oryginalny zapis mojego utworu powstałego podczas Warsztatów Wydawnictwa św. Macieja Apostoła w Chlewiskach zaledwie tydzień wcześniej; bardzo się cieszę, że mogłem poznać na żywo państwa Godlewskich) i, jak sądzę, wypadł bardzo dobrze. 

"Burza" warszawskiej malarki Marianny Czech-Godlewskiej. 
                                                 
Moja literacka interpretacja ww. "Burzy" - oryginał. 

Po części oficjalnej, artystycznej rozmowy przeniosły się w głąb kawiarni (panie Mariola Frankiewicz i nowo poznana Katarzyna Bomba czy na przykład ja) lub do ogródka (tam usiedli palący). Przyznam, że rozbawiło mnie kilka kwestii poruszonych w trakcie rozmowy (zwłaszcza te dotyczące historii Polski i te związane z używaniem napojów wyskokowych). Ja nie sięgałem po piwo, lecz po widoczną na jednym z poniższych zdjęć lemoniadę, pychota! Raz na jakiś czas warto popróbować nowych smaków (i ta kwaskowatość pomarańczowa, mmmm!) 
Aha, zapomniałem mojego Rycerza Floriana..., a szkoda, bo w przeciwnym razie kolejny egzemplarz miałby nowego właściciela. Ale cóż, kto późno wstaje, a ja wstałem tuż przed wyjściem na pociąg, bo się zdrzemnąłem, ten sam sobie szkodzi. Pogoda dopisała - ciepło, słonecznie, jasno aż do samej imprezy. Wiosna przyszła. 
Powrót do domu był bardzo spokojny (śledziłem w tym czasie przeboje Schalke 04, któremu kibicuje mój kolega, i Hamburgera SV, co stało się małą tradycją), czułem jednak, że siły organizmu są na wyczerpaniu: trzy kolejne tygodnie z wyjazdami w artystycznym gronie, niespodzianki zawodowe, dużo czasu poza domem i pojawiła się potrzeba posiedzenia w towarzystwie mądrego człowieka. A potem ten spokój uległ zaburzeniu: pociąg do Gliwic spóźniał się, trzeba było kupić bilet na inny, bo nie miałem siły na siedzenie na dworcu w Katowicach do 1 czy 1:30. 
Tak czy siak, to była najdłuższa seria występów w moim życiu, aż 7 na przestrzeni 15 dni (fakt, że 5 z nich w Chlewiskach w stałym gronie). Ciągu dalszego podobnych przygód prędko nie będzie. Kontakt ze znanymi ludźmi po tygodniu pełnym dziwnych zdarzeń - jak najbardziej pożądany. Do następnego - w nowej odsłonie, bo trzeba ciągle szukać nowego, lepszego, ciekawego. 

Wszystkie fotografie mojego autorstwa. 



















*przystanek drugi, czyli opis wyprawy do Chlewisk, Siedlec i Kotunia z ludźmi skupionymi wokół Wydawnictwa św. Macieja Apostoła w Lublińcu, pojawi się wkrótce; przyczyna opóźnień? Brak czasu i energii, tak deficytowych u twórcy-amatora, który generalnie jednak żyje czymś innym i z czego innego. 

Dziękuję za uwagę i do poczytania! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz