Co najbardziej przyciąga ludzi na spotkania literackie? Otwarty mikrofon! Najwięcej słuchaczy pojawia się wtedy, kiedy mają perspektywę chwilowej zmiany roli z odbiorcy na wykonawcę, kiedy mogą sami zaprezentować swoją twórczość poetycką. Wielu literatów-amatorów zjawiło się w krakowskiej Kawiarni Czarów Efemeria po południu 4 maja, żeby publiczność mogła usłyszeć ich głos (i nie tylko) podczas kolejnej edycji Ephemerosa.
Długi weekend majowy wydaje się nieco ryzykownym terminem na wszelkiego rodzaju imprezy, ponieważ wielu ludzi w tym czasie podróżuje. Istnieje niemała obawa, że spotkanie zorganizowane w tym czasie będzie bardzo krótkie. Sam nie podejmowałbym się poważniejszych działań w tym czasie (chyba, że z dobrze znanymi ludźmi). Obawy okazały się płonne, Ephemeros wyrobił już sobie pewną pozycję, nie brakowało znajomych, ale i nieczęsto (czy też w ogóle) widzianych twarzy.
Majówkowy wyjazd do Krakowa należał do najbardziej improwizowanych przeze mnie (który to ja nigdy nie kupuję biletów na przejazd zawczasu, ponieważ zdarzały już się rezygnacje z początkowo planowanych wypraw). Gdy nabyłem kwit na podróż "tam" i spytałem o pociąg powrotny, usłyszałem, że wszystkie miejsca na "mój" skład zostały już wykupione. Wobec tego drążyłem dalej: czy jest jakiś inny? Po chwili okazało się, że owszem, znajdzie się. Przyjedzie o kilkanaście minut wcześniej, więc pobyt w Efemerii będzie musiał ulec skróceniu. Z dodatkowych atrakcji: nieplanowane dołączanie wagonu w Katowicach wydłużyło przejazd o dwadzieścia minut.
Gdy wchodziłem na Rynek, przywitało mnie najmocniejsze i najbardziej oślepiające słońce tej wiosny (zdjęcie poniżej; wykonane w ten sposób, że odwróciłem głowę, bo nie dało się patrzeć wprost, po dwóch sekundach miałem całe oczy załzawione). Przy wejściu w ulicę Szewską zgromadziła się pokaźna grupa ludzi, by podziwiać występujące tam trio: jeden człowiek grał na instrumentach perkusyjnych, dwóch - na dętych. Bardzo przyjemna muzyka, żywa i żywiołowa, w sam raz na słoneczne popołudnie.
Przed wejściem w bramę, w której głębi znajduje się Efemeria, spotkałem Radka Bicza. Na miejscu zaś zgromadzili się już organizatorzy (Michał Krzywak, Maciej Krych - admin grupy Ephemeros na Facebooku, gospodyni Kasia Marszałek), a powoli schodzili się i inni (Mariusz Głąb i Madzia Zybowska, drugi z duetu Stare Grzyby, czyli Janusz Andrzej Wieczorek itd.) Siedzieliśmy sobie na zewnątrz, w ogródku i rozmawialiśmy (ja na przykład dzieliłem się z Maciejem opowieściami rodzinnymi, a on odwzajemniał się tym samym, pokazywał stare fotografie i dokumenty). A potem przenieśliśmy się do środka.
Po krótkim wstępie Michała i Janusza na scenie zaczęli się pojawiać kolejni twórcy. Z uwagi na ich liczbę (przybyło 20 występujących) czas prezentacji był ograniczony do kilku minut i, zazwyczaj, trzech utworów. Zachowanie takiego rygoru pozwalało wypowiedzieć się wielu artystom (zmrużmy tu oko). Mieliśmy na scenie występ muzyczny (ukraińskiej skrzypaczki Oleksandry), pojawił się Adrian Korlacki ze swoimi Ćwiczeniami na długich czasach (tu pisałem o jego wieczorze autorskim), podobał mi się występ twórcy Radia MagMa, czyli Mariusza Głąba, działo się! Niemałą radość (i uśmiech) sprawiło wejście Radka Bicza. Pojawiały się teksty w różnych formach, choć przeważnie krótkie, dowcipne, rzadziej posępne, nie brakowało wątków zwierzęcych, przyrodniczych, jakże mi bliskich.
Zostałem przedstawiony przez Michała jako weteran owych imprez i, rzeczywiście, przez ostatnie półtora roku nazbierało się ich już całkiem sporo. Postanowiłem zaprezentować dwa utwory (a nie trzy, za to jeden dłuższy): fragment mojej książki Rycerz Florian odkrywa świat (czyli opowieść o rodzinnej wędrówce przez las z utworu Nad brzozowym lasem; z okazji imienin Floriana; spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem) oraz wiersz Sroki (tak dużo ich ostatnio w ogródku, w parkach, na terenach zielonych, że postanowiłem przypomnieć sobie ten tekst). W moim odczuciu był to jeden z najlepiej przygotowanych występów jak dotąd (a różnych kwiatków przecież nie brakowało).
A potem prezentowali się jeszcze inni. Zawsze mam problem z zapamiętaniem następnego twórcy demonstrującego swoje utwory bezpośrednio po mnie. Emocje w człowieku buzują.
Zazwyczaj po występach poetów (ja to słowo zawsze traktuję z dużym przymrużeniem oka, tak naprawdę trudno o bardziej niewdzięczną łatkę) na scenę wychodził śpiewający muzyk i zaczynał przygotowania do swojego przedstawienia, tym razem jednak plan musiał ulec zmianie, ponieważ Jonathan, Anglik od lat mieszkający w Krakowie, z powodu niedyspozycji nie mógł się pojawić. Dlatego też od razu po części literackiej przenieśliśmy się do ogródka i wznowiliśmy rozmowy na tematy wszelakie (np. z Małgosią Matwin i Mariuszem o obrazach Gosi i dalszych planach). Poznałem kilka ciekawych osób, np. Justynę. Każde takie spotkanie jest okazją do zawierania nowych znajomości.
A pod tym linkiem znajdziesz utwory wszystkich występujących tamtego wieczoru w Efemerii twórców.
Powrót do domu był kilkuetapowy: gdy przechodziłem przez okolice Rynku krakowskiego, zaczepiali mnie panowie i panie zachęcający do wizyty w klubie ze striptizem (czy wręcz mówiący jedno słowo: cycki i wskazujący kierunek, w którym należy się udać). Odmawiałem i szedłem dalej w stronę Plant, a potem dworca. Oczekiwany pociąg do Katowic, skład linii regionalnych, jak nietrudno się domyślić, zapełnił się niemal po brzegi i podróż mijała raczej w wyczekiwaniu na koniec, na przesiadkę do Gliwic, gdzie było już luźno. Po drodze przez miasto zaczął się dawać we znaki chłód. Wydarzył się kolejny dzień.
***
Mam tyle
szczęścia w życiu
że nawet
czterolistną koniczynkę
znalazłem przeterminowaną...
Siadam z boku
Ja zawsze siadam z boku,
w cieniu dni minionych.
Tutaj światłość rzadko dociera,
to przez myśli niepokonane i smętne.
Tutaj, cisza szepce historie,
o tych, co kiedyś byli, co teraz są gdzieś indziej.
Z boku, wśród cieni i pamięci wędruję,
szukając spokoju, w tętniącej życiem ciszy.
Czasami światłem zostanę dotknięty,
kiedy los, nieśmiało, z ukosa rzuci spojrzenie.
Ja w cienie zanurzony, zawsze wracam
tutaj gdzie bok całym moim kosmosem.
Z boku obserwuję, jak życie płynie.
Jak sie rodzą i umierają marzenia.
Gdzie każdy gest, każde słowo,
ma swój cień, co za nim goni.
Tak siedzę, i patrzę, i uczę się widzieć.
Świat jest pełen głębi, z boku to lepiej widać,
Często bywam sam ale nigdy bez niczego.
Z boku, wszystko ma swój sens.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz