W tym roku nabrałem przekonania, że potrzebuję zorganizowania spotkania tam, gdzie mogą przyjść ludzie. Stąd też od początku wiedziałem, że wieczór odbędzie się w Efemerii, ponieważ było to miejsce znane mi, znani mi byli bywalcy i obsługa, a przede wszystkim - to, że na tej scenie znalazłem przystanek dla eksperymentowania ze swoją twórczością.
Zastanawiałem się przez jakiś czas, kto mógłby poprowadzić wieczór. W końcu mój wybór padł najbliżej, jak się tylko dało, na wydawcę mojej książki, dyrektora Wydawnictwa św. Macieja Apostoła Edwarda Przebieracza? Dlaczego tak? Bo ponieważ Ponieważ zna moje teksty i mnie też, wie, o czym i jak rozmawiać, gdzie znaleźć punkt zaczepienia do dialogu, aha, i rzecz także bardzo istotna: przy nim mogę powiedzieć, co czuję, co myślę i nie spodziewam się zaognienia sytuacji (co przy wielu poetach wcale nie jest takie oczywiste).
Przed samym spotkaniem miałem liczne wątpliwości: postarałem się je omówić z panem Edkiem. Wiedziałem, że mój wieczór będzie inny od wielu, w których uczestniczyłem jako widz (najczęściej bowiem jest tak, że publiczność nie przyszła tworzy bliska paczka przyjaciół produkującego się autora, znaczy się krewni i znajomi królika; z tego grona zapowiedział się mój tata, mama przybyć nie mogła), ponieważ niemałą grupę widzów stanowić będą przyjaciele wydawnictwa lub w ogóle ludzie, z którymi nie widuję się zbyt często. Tak naprawdę nie miałem przekonania co do frekwencji (a umówmy się, to sprawa ważna, z jej powodu inny lokal, a tym bardziej inne miasto nie wchodziły w grę).
Wreszcie nadeszła sobota, 8 listopada. Wyruszyłem do Krakowa około godziny 13. Wiedziałem, że tym razem nie może być mowy o jakimkolwiek spóźnieniu, więc wolałem wybrać się autobusem kursującym o 14. Razem ze mną wędrowały: żółty plecak turystyczny załadowany różnymi wydawnictwami, zbiorem niepublikowanych utworów, książką do czytania, czekoladą i butelką wody oraz torba z komputerem, kablem, myszką i modemem zapakowana w kurtkę przeciwdeszczową (jest bezbłędna). Podróż minęła bez większych przygód przy dźwiękach no-man (Returning Jesus), Bon Jovi (Keep The Faith) i lekturze Rtęci. Koło 16 pojazd zaparkował na przystanku Kraków MDA. Zaraz po przyjeździe na dworzec udałem się w do Olimpu serwującego jedzenie na wagę i chyba za dużo sobie nałożyłem. W każdym razie aż do szóstej czułem się przepełniony. Spędziłem chwilę na podziwianiu krajobrazów, na prośbę angielskojęzycznych turystów zrobiłem im zdjęcie i, po dłuższym wahaniu, ruszyłem w stronę Efemerii.
Wreszcie nadeszła sobota, 8 listopada. Wyruszyłem do Krakowa około godziny 13. Wiedziałem, że tym razem nie może być mowy o jakimkolwiek spóźnieniu, więc wolałem wybrać się autobusem kursującym o 14. Razem ze mną wędrowały: żółty plecak turystyczny załadowany różnymi wydawnictwami, zbiorem niepublikowanych utworów, książką do czytania, czekoladą i butelką wody oraz torba z komputerem, kablem, myszką i modemem zapakowana w kurtkę przeciwdeszczową (jest bezbłędna). Podróż minęła bez większych przygód przy dźwiękach no-man (Returning Jesus), Bon Jovi (Keep The Faith) i lekturze Rtęci. Koło 16 pojazd zaparkował na przystanku Kraków MDA. Zaraz po przyjeździe na dworzec udałem się w do Olimpu serwującego jedzenie na wagę i chyba za dużo sobie nałożyłem. W każdym razie aż do szóstej czułem się przepełniony. Spędziłem chwilę na podziwianiu krajobrazów, na prośbę angielskojęzycznych turystów zrobiłem im zdjęcie i, po dłuższym wahaniu, ruszyłem w stronę Efemerii.
Na miejscu zastałem Michała Krzywaka i Macieja Krycha w towarzystwie, pojawiła się też twarz gospodyni, czyli Kasi Marszałek. Było jeszcze dużo czasu do występu. Rozmawialiśmy. Po jakimś czasie popatrzyłem na telefon i przyszło mi do głowy, że czas sprawdzić, kto łobuzuje czy ktoś nie krąży przypadkiem dookoła wejścia. I rzeczywiście, zaraz po wyjściu z kawiarni natknąłem się na panią Czesławę Przebieracz, panią Różę Bargiel, Andrzeja Wróblewskiego i Joasię Markocką i inne jeszcze osoby. Pan Edek przyszedł chwilę później taszcząc ze sobą m.in. baner wydawnictwa. Zaprosiłem ich do środka, gdyż listopadowa aura nie sprzyjała przebywaniu na zewnątrz. Grupa przywitała się z obecnymi i rozłożyła przy stolikach.
Kiedy zbliżała się 18:40, zabrałem się za montowanie sprzętu: komputera z kamerą do nagrywania występu i z podłączonym do niego modemem (bluetooth > z niego sygnał szedł do głośnika) i kablem (wiadomo) na stoliku. Mikrofony mieliśmy na miejscu. Pewien problem sprawiła kamera (nigdy wcześniej z niej nie korzystałem, ona zwykle jest zaklejona), ale z pomocą Kasi udało się zapanować nad sytuacją. Odsunęliśmy mebel od kanapy dla poprawienia jakości obrazu (właściwa odległość). Przed laptopem stanęła książka na podstawce. Drugi stolik stanął z boku sceny, zajęły go rozmaite moje wydawnictwa. Pan Edek ustawił baner Wydawnictwa św. Macieja Apostoła. W trakcie montażu do kawiarni przybył mój tata. Pojawiła się także pani Urszula Majchrowicz, ilustratorka Rycerza Floriana..., którą pierwszy raz spotkałem na żywo.
Zamówiłem jeszcze gorącą herbatę z imbirem, około 19 zapowiedziałem start za 10 minut, poszedłem na chwilę do łazienki, wróciłem i... zaczęło się. W zasadzie nie muszę wszystkiego opowiadać, ponieważ przebieg spotkania widać i słychać na nagraniach z kamery (zajmują w sumie godzinę i 13 minut; dodać do tego należy trwającą 5:28 Modlitwę człowieka na rozdrożu).
Na wstępie redaktor Edward Przebieracz przywitał wszystkich, przedstawił siebie i swoją oficynę oraz mnie jako autora. Pokazał wszystkim publikacje z moim udziałem, omówił program wieczoru i zaprosił do wysłuchania pierwszego utworu odtworzonego z pliku. Sam opowiedziałem o swojej współpracy z lubliniecką oficyną trwającej od roku 2016, a na stałe mniej więcej od roku 2019.
Modlitwę człowieka na rozdrożu znajdziecie tu:
Właściwą rozmowę rozpoczęliśmy od omówienia konceptu Rycerza Floriana..., od niniejszego bloga Bliskie i dalekie szlaki (tak, proszę państwa, to zajmuje trochę czasu, ale, jak już się to udaje, to przynosi dużo radości; pisanie o swojej działalności pochłania te same chwile, które można by poświęcić tworzeniu nowych utworów). Zaczęło się od gry w szachy, od muzyki popularnej i literatury i od wycieczek rodzinnych (głównie na Dolny Śląsk). I od spotkań w Efemerii, gdzie uzyskałem możliwość nawiązania kontaktu z ilustratorką.
W dalszym ciągu pojawiają się i inne zagadnienia: kwestia tytułowania utworów (oj, niełatwe to zadanie), droga od luźnego konceptu do budowy całych utworów na bazie pojedynczych fraz, tematyka dolnośląska. Opowiedziałem parę historii rodzinnych, o tym, gdzie i jak powstawały różne utwory, jak inspiracje przekuwałem w swoje teksty, jak kształtowały się ostateczne wersje poszczególnych opowiastek, jakie miałem pomysły, których ostatecznie nie zrealizowałem i co dalej. Czasami zastanawiam się, jaką ludzie mają wiedzę ogólną (mając przy tym świadomość licznych własnych braków) i jak to się przekłada na odbiór utworów.
Powiedziałem też parę słów o innych ludziach i imprezach poetyckich w Krakowie i w Polsce. O twórcach-amatorach, kolegach licealnych, dzięki którym zacząłem tworzyć poezję. W ogóle: skutkiem ubocznym udzielania się w środowisku literackim było wzmożenie zainteresowania wędrówkami po Polsce i nie tylko. Z tych podróży wzięło się zresztą zdjęcie na tylnej stronie okładki, na którym stoję na tle wodospadu Szklarki w Szklarskiej Porębie.
W programie (szytym na bieżąco) pojawiły się:
01. Modlitwa człowieka na rozdrożu (premiera; recytacja lektora Cezarego Papaja, odtworzona z pliku)
01. Modlitwa człowieka na rozdrożu (premiera; recytacja lektora Cezarego Papaja, odtworzona z pliku)
02. Rycerz Florian wyrusza w świat
03. Nad brzozowym lasem
04. Modrzew i świerk
05. Oblężone miasto (premiera)
06. Karpatka
07. Park norweski
08. Czaszka (Szymon Florczyk)
09. Z życia twórcy (Szymon Florczyk)
10. Pokój paryski (Michał Krzywak)
11. Sielanka (Paulina Bzowska-Ostrowska)
12. Nad Czarną Wisełką (Rafał Ostrowski)
13. Polska w ruinie (Grzegorz Brodzki)
Samemu programowi przydałoby się poświęcić więcej słów: jako pierwsza wybrzmiała z głośników Modlitwa człowieka na rozdrożu (utwór, który zwyciężył w XII Konkursie Jednego Wiersza Wydawnictwa św. Macieja Apostoła w roku 2022). Jest chyba zbyt długa, żeby ją odczytywać, więc zrobił to za mnie nagrany wcześniej lektor, Cezary Papaj (a na widowni pojawili się mama i wujek pana Czarka, czyli Joanna Markocka i Andrzej Wróblewski). Tutaj odsyłam do dłuższego opisu i utworu, w momencie powstawania najdłuższego ze wszystkich moich oraz samego konkursu.
W głównej części zaprezentowałem sześć utworów z mojego Rycerza Floriana..., przy czym tylko Rycerz Florian wyrusza w świat został odczytany w całości. Potem przyszła pora na Nad brzozowym lasem i refleksję nad dziecięcym postrzeganiem świata (mój siostrzeniec umiarkowanie pamięta już Karpatkę, co potwierdza moje wcześniejsze spostrzeżenia; sam też tak miałem - dużo zwiedzałem z rodzicami, ale ile z tego zapamiętałem?) Następnie pan Edek zapytał mnie o inspiracje literackie: poprzedni utwór nie powstałby, gdyby nie lektura znanej opowieści Na jagody! Marii Konopnickiej, z kolei Modrzew i świerk zrodziły się podczas pobytu w Giżycku, dokąd zabrałem antologię poezji Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (konkretnie chodzi o utwór pt. Dom na modrzewiu z tomu Niebieskie migdały; to właśnie tutaj zrodziły się myśli o tym, jakie informacje są dla ludzi nowością, a jakie oczywistością i jak tu kreować dalsze opowieści). Przeczytałem też nietypowy, kończący fragment Oblężonego miasta opartego na historii o przerwanym hejnale, żeby pokazać, jak buduję swoje utwory (mówiąc inaczej: dobrze jest popatrzeć na opowiadaną historię z różnych punktów widzenia). Na finał zaprezentowałem fragmenty Karpatki (o zdobywaniu wzniesienia nad Karpaczem; niedawno czytałem ją na urodzinach Ol-iwki Tokarewskiej) i Parku norweskiego (o spacerze przez Cieplice z konkluzją końcową). Widzę, że podróżnicze utwory cieszą się sporym zainteresowaniem. Czy to znak, że powinienem zabrać się za realizację czegoś większego?
Widownia pytała o różne rzeczy: jak moje wykształcenie historyczne (które nie znalazło kontynuacji w praktyce) przełożyło się na moją twórczość, idee i ich realizację; tu przyznam, że odczuwam duży opór przed tworzeniem fikcji literackiej osadzonej w czasach zamierzchłych; po drugie - czym dla mnie jest poezja? Bardzo trudne pytanie, mam nadzieję, że jakoś z niego wybrnąłem. Po trzecie - jak gra w szachy wpłynęła na moją twórczość? A ja opowiedziałem o społeczności graczy. Po czwarte - o inspiracjach muzyką popularną (Everlasting Love). Jakiś czas temu słuchaliśmy z tatą radia, w którym leciała Autobiografia Perfectu; powiedział mi wtedy, że to był swoisty hymn jego pokolenia; kiedy sam się zastanawiałem nad podobnymi przemyśleniami, doszedłem do wniosku, że ja nie odbierałem nigdy muzyki w ten sposób. Znałem niemało piosenek starych, niemało sobie współczesnych, ale to tyle. W ogóle: wielu tematów i tak nie poruszyliśmy.
W kolejnej części pan Edward zszedł ze sceny, by zrobić miejsce na kanapie gościom mierzącym się z moimi tekstami (większość z nich nie została nigdzie wydana). Jako pierwszy pojawił się Szymon Florczyk i zaprezentował Czaszkę (to najstarszy z przygotowanych tekstów, nawiązuje do inskrypcji w pewnym francuskim kościele, o której opowiedział mi kiedyś wuj), a potem - ze względu na walory kabaretowe - odczytał tekst Z życia twórcy (wrócił do programu po 12 latach, tego się chyba nie spodziewaliście; tytuł mówi sam za siebie). Publiczność doceniła radiowy głos Szymona. Znamy się relatywnie krótko, ale za to nasze spotkania należą do najczęstszych i najciekawszych. Następnie wszedł na podium Michał Krzywak, znany organizator licznych imprez literacko-muzycznych w Krakowie. Powiedział coś, co wydaje mi się zgodne z myślą pana Edka: mianowicie to, że ja zawsze bardzo pozytywnie wyrażam się o naszej kawiarni czarów. I tak jest w istocie: dużo się nauczyłem przez wiele godzin w tych gościnnych progach. Michał zaprezentował Pokój paryski (pomyślałem o utworze zainspirowanym moimi przygodami z obecnym na sali tatą). Paulina Bzowska-Ostrowska chciała czegoś romantycznego, więc zdecydowała się na odczyt Sielanki, której finał okazał się... burzliwy. Oj, nie tak miała wyglądać ta relacja, nie tak. Ha, ha! Rafał Karczmarczyk zaprezentował triolet Nad Czarną Wisełką (tutaj pisałem o wyprawie do Wisły i nad Wisłę, bardzo piękne to miejsca). Na koniec na scenę wszedł mój tata, Grzegorz Brodzki, który postanowił zmierzyć się z jakimś tekstem (byleby był krótki). Wybrałem dla niego Polskę w ruinie (ciekawe, dlaczego?) I wyszła znakomicie! Sześć utworów, z których aż trzy to miniaturki.
Potem na scenę wyszli widzowie (czyli Szymon i pani Henryka), by czytać swoje wiersze. Gdy skończyli, przyszła pora na to, co tygrysy lubią może nie najbardziej, ale też bardzo, czyli podpisywanie książek i rozmowy. Około 20:40, czyli po półtorej godziny, moje pierwsze spotkanie autorskie wkroczyło w fazę zakulisową. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy, czasem luźno tylko nawiązujące do poezji. A potem... przyszła pora na demontaż sprzętu, pakowanie, rozmowę z Kasią Marszałek o spotkaniu, ostatnie wymiany zdań z gośćmi i... pożegnanie z Efemerią.
Oceniam spotkanie bardzo pozytywnie. Miałem pewne obawy przed pierwszą tak długą, w dodatku nagrywaną rozmową o własnej twórczości przed publiczności. Kiedy jej teraz słucham, to myślę sobie, że przebiegła w bardzo przyjaznej atmosferze, przy wzajemnym zrozumieniu i po prostu dobrze ją odbieram. Widzowie nie zawiedli - wręcz przeciwnie, chętnie współtworzyli imprezę zadając liczne pytania, czuć było, że chcą rozmawiać. Większy problem stanowi pytanie: co dalej? W którą stronę mam iść ze swoją twórczością?
Wracaliśmy trochę inną drogą niż zazwyczaj chodzę w pojedynkę, tj. przez ulicę Szczepańską, to był jeden z tych jesiennych wieczorów, kiedy bez czapki jest chłodno, a w czapce za ciepło. Niewiele się działo podczas powrotu, zmęczenie dopadło nas całkiem spodziewanie. Zatrzymaliśmy się jeszcze na dworcu w Katowicach po frytki, pociąg się spóźnił, ale tylko 20 minut, niedługo po północy znalazłem się w domu i po jakiejś godzinie mózg sam się wyłączył. Długi, twardy sen po emocjonującym dniu.
Czas na wyciągnięcie wniosków i tutaj na pierwszy plan wysuwają się dwa problemy. Po pierwsze - czy warto organizować dzisiaj spotkania autorskie? Tak, ale o publiczność trzeba zadbać samemu. Wywieszono reklamę imprezy czy to w Efemerii, czy to na stronach internetowych (w mediach społecznościowych), ale zadajmy sobie pytanie: kto z Was i ile razy przyszedł na imprezę dla kogoś, kogo ledwie lub wcale nie zna? I nie wyszedł po kilku chwilach? Większą część widowni stanowili ludzie, którzy i tak są mi znani - przede wszystkim ze spotkań tam, na miejscu, jak Szymon, Michał, Maciej - lub przyjaciele oficyny państwa Przebieraczów, w której wydałem książkę (Andrzej, Joasia, Róża). Przybyli ludzie m.in. z Warszawy, Kielc i Wadowic. Wiem, że niektóre osoby miały zwyczajnie daleko (Małgosia) lub pojawiły się inne plany (Alicja). Stąd musi pojawić się duża rezerwa, jeśli chodzi o plany organizacji takiego spotkania w innym miejscu, mieście, gdyż można się spodziewać frekwencji bliskiej zera. I teraz pytanie: co zrobić, żeby to zmienić? Ale odpowiedzi będę szukał zakulisowo.
Druga kwestia dotyczy samego programu występu: zauważyłem mianowicie, że opowieści podróżnicze cieszą się niemałym zainteresowaniem, większym niż sprawy ogólne czy nawet utwory o pięknie przyrody, szczególnie jeśli poparte są własnym doświadczeniem w temacie (jak nie przymierzając Karpatka na urodzinach Ol-iwki Tokarewskiej). Ludzie chętnie tego słuchają (i uważam, że jest to dużo lepszy wybór tematu niż bicie piany w kwestiach bieżących, które znamy głównie medialnie). Mówiąc inaczej - pojawiła się publiczność, którą przyciągają teksty konkretnego typu. I fajnie by było ją utrzymać, a potem powiększać (twórcę zawsze cieszy, kiedy ktoś interesuje się jego pracami). Wymaga to, oczywiście, tworzenia nowych utworów o wędrówkach po świecie, a to z kolei - wędrowania. Mam w głowie parę pomysłów, zobaczymy, co z nich wyniknie i, tak, celem wypraw ponownie byłby Śląsk Dolny (i opolskie). Nie jest przy tym z góry powiedziane, że taki wyjazd od razu przyniesie nowe, literackie owoce (Karpatkę zdobywaliśmy w czerwcu 2022, sam utwór zaś powstał na przełomie grudnia i stycznia 2023/2024; Chojnik i Cieplice zwiedzałem w marcu/kwietniu 2023), tym bardziej, że od dłuższego czasu odczuwam pewną niemoc polegającą na trudnościach w ubraniu słów w odpowiednią formę (czy to mają być bajki, baśnie, czy poezja, czy raczej proza - trochę skłaniam się ku tej ostatniej, ale nie przyniosło to, póki co, efektu). Ale to dopiero po Nowym Roku. Trzeba spróbować.
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że listopadowy wieczór okazał się naprawdę gorący, udany i przebiegał w serdecznej atmosferze: Katarzynie Marszałek, gospodyni Efemerii, a przy tym specowi od zagadnień technicznych; panu Edkowi i pani Czesławie Przebieraczom, twórcom Wydawnictwa św. Macieja Apostoła - za prowadzenie - tak, to rzeczywiście był znakomity wybór, za tworzenie atmosfery, w której aż chce się tworzyć, chce się jeździć po świecie i odkrywać nowe miejsca; publiczności, która stawiła się w dużym gronie i była żywo zainteresowana tak utworami, jak i historiami dookoła tych tekstów. Mojemu tacie, który pojawił się po raz pierwszy w Efemerii - to Twoja zasługa, tato, że syn zainteresował się podróżami po Polsce i postanowił je przekuć na swoją twórczość i mógł się nią podzielić z innymi. Mojej rodzinie - teksty inspirowane rodzinnymi przygodami stanowią lwią część Rycerza Floriana i nie tylko... Dziękuję Wam pięknie!
Zdjęcia wykonali przyjaciele oficyny, a głównie Joanna Markocka, dyżurna, można by rzec, fotograf Wydawnictwa św. Macieja Apostoła:
![]() |
| Grafika-zapowiedź spotkania; Edward Przebieracz i ja na scenie; po lewej - baner Wydawnictwa św. Macieja Apostoła. |
![]() |
| Przygotowania - instalacja sprzętu nagrywającego i głośnomówiącego. |
![]() |
| Publiczność gromadząca się przed wejściem do Efemerii. |
![]() |
| Aura tego miejsca niezmiennie oczarowuje przybywających z bliskich i dalekich szlaków. |
![]() |
| Nad wszystkim czuwała gospodyni - Kasia Marszałek; na zdjęciu z państwem Przebieraczami. |
![]() |
| Zgromadzona publiczność; z tyłu, w białym swetrze, ilustratorka Rycerza Floriana... - pani Urszula Majchrowicz. |
![]() |
| Sprzęt działa, książka wystawiona, herbata z imbirem przygotowana, można działać! |
![]() |
| Ludzie dobrze się bawili. |
![]() |
| Wydawcy Rycerza Floriana... państwo Czesława i Edward Przebieraczowie z Lublińca. |
![]() |
| Publiczność dopisała - ilościowo i jakościowo. I bardzo mnie to cieszy! |
Dziękuję za uwagę i do poczytania!










Brak komentarzy:
Prześlij komentarz