Przed pięcioma
laty, wraz z czworgiem znajomych, spędziłem kilka dni wędrując przez Beskid
Wyspowy. Szlak prowadził nas od położonych na południe od Krakowa Myślenic
przez schronisko na Kudłaczach, Lubomir, słynną już dzisiaj w naszym kręgu górę
Szczebel do schroniska na Luboniu wyglądającego jak chatka Baby Jagi. Rzecz
działa się w lutym, stąd niesamowite i jedyne w swoim rodzaju przeżycie
(przynajmniej dla człowieka takiego jak ja, który nie zwykł spędzać zimy w
górach) schodzenia ze stromego szczytu przy zapadających ciemnościach. Glebę
pokrywała cienka warstwa śniegu, a w powietrzu unosił się zapach świeżych
jodeł.
Na początek, jak
mniemam, trzeba przedstawić krótko cechy charakterystyczne terenu, po którym
się poruszaliśmy. Poszczególne szczyty rzeczywiście przypominają wyspy na morzu płaskiego terenu, po wejściu na jedną górę schodzi się z niej całkiem, by wejść na następną. Niektóre z nich są strome (i to jak!) Wzniesienia porośnięte lasem, widoków niewiele, ludzi generalnie też.
Mapa terenu
Mapa terenu
Wyjechaliśmy
rankiem ze Śląska, by po krótkiej podróży dotrzeć do Myślenic leżących przy
trasie Kraków-Zakopane. Było nas pięcioro: czterech chłopa i jedna dziewczyna.
Celem pierwszego dnia naszej wyprawy było osiągnięcie schroniska na Kudłaczach.
Pogoda była słoneczna, teren przyjazny podróżnikom, nic, tylko wędrować. Po
dłuższym czasie wędrówki przez gęsty, jodłowy las (smaczne to! Znaczy, igiełki)
wyszliśmy na obszar bardziej otwarty, na którym co jakiś czas pojawiały się
wiejskie zabudowania i ślady ciężkich pojazdów. Szlak okazał się dość długi,
ale do drewnianego, przytulnego, sympatycznego schroniska dotarliśmy jeszcze
przed zmrokiem. W jego okolicy widoczne były zaspy śnieżne, których wcześniej nie
uświadczyliśmy.
Późne popołudnie i
wieczór spędziliśmy na przygotowywaniu posiłku, rozmowach i grze w karty (nie
ma jak pierwszy raz zagrać w kierki i od razu w drugim rozdaniu zgarnąć
wszystkie karty punktowane, nie ma co!) - sami nie zauważyliśmy, kiedy nadeszła
pora, by się zbierać, umyć i spać. Jeszcze rzut oka na mapę – może zbyt
pobieżny? - i można się zwijać. Następnego dnia wyszliśmy rankiem, trasa miała
być długa… dopiero miało się okazać, jak długa i z jakimi niespodziankami.
Droga z Kudłaczy na
Lubomir była stosunkowo łatwa, cały czas niemal prowadziła przez jodłowy las.
Po osiągnięciu szczytu spojrzeliśmy na mapę i… zgroza! Finalnym bowiem celem
naszej wędrówki miało być schronisko na Luboniu, tymczasem na drodze do niego
wyrastało wzniesienie o groźnej nazwie Szczebel. Nie byłoby w tym nic
niezwykłego gdyby nie to, że sprawiało wrażenie niezwykle stromego, bowiem
odległości między poziomicami były bardzo niewielkie. No, cóż, skoro już
idziemy, to i z tym sobie poradzimy, ale – i tu uwaga do kolegi, który wybrał
trasę – panie, coś pan wymyślił!?
Zejście z Lubomira
do wsi było szerokie i rozległe, biegło w dużej mierze przez łąki i stosunkowo
rzadki las. Chłopaki postanowili skorzystać z szerokich ścieżek w lesie i
pozjeżdżać po nich na popularnym jabłuszku. Na dole rozstaliśmy się z parą
naszych znajomych, która wcześniej wracała z gór i we trzech zaszliśmy do
sklepu, by uzupełnić zapasy. Po krótkiej przerwie spojrzeliśmy raz jeszcze na
mapę, na której gęsto ściśnięte poziomice przy nazwie Szczebel budziły
uzasadnione obawy.
Podejście pod górę
zaczęliśmy jeszcze za dnia. Było mniej więcej tak, jak można się było
spodziewać. Bardzo strome północne zbocze, wilgotne, zabłocone, zalesione
(czyli: pełne płytko położonych korzeni), sprawiło nam wiele problemów. Według
oznaczeń na mapie przebyliśmy 500 metrów przewyższenia w przeciągu dwóch
godzin! Gdy wreszcie teren stał się nieco bardziej płaski, co stanowiło ulgę
dla nieźle umęczonych już nóg, nad Beskidem Wyspowym powoli zapadał już
zmierzch. Sam szczyt Szczebla nie zachwyca: pośrodku stoi wielka tablica
informacyjna i kilka stolików, a gęste zadrzewienia uniemożliwiają cieszenie się z rozległych
widoków. Zresztą, i tak było już ciemno. A przed nami jeszcze zejście i
podejście pod Luboń.
Południowa strona
Szczebla jest zdecydowanie łagodniejsza od północnej, ale i tak po zejściu
bolały nas kolana. Po tej wyprawie nazwa owej góry stała się niemal
symboliczna. Coś nieprawdopodobnego! Jak zresztą widać na powyższej mapie, on wcale nie jest bardzo wysoki! Na Luboń wchodziliśmy mając za wskazówkę
widoczny z oddali, świecący na czerwono ustawiony tam przekaźnik oraz szlaki
wymalowane na drzewach jodłowych, tak obficie porastających górę, a i tak
pomyliliśmy drogę. Nie trwało to na szczęście długo, nikt z nas po prostu nie
zauważył, w którym miejscu ścieżka zakręca. Schronisko było już blisko. Kiedy
wreszcie do niego dotarliśmy, była już godzina 22. Wrażenie, jakie sprawia ten
obiekt, jest niesamowite, przypomina bowiem baśniowe chatki czarownic ze swoją
drewnianą architekturą, uroczym kształtem wieży i rozbudowanym piętrem, z
którego wszystkich stron można obserwować świat. Obok znajdują się pomniejsze
zabudowania i ów ogromny przekaźnik.
Dobrze, że było
otwarte. Siedzieliśmy tylko chwilę, pojedliśmy i zaraz poszliśmy spać. Na
piętrze znajduje się tylko jedno pomieszczenie sypialne (samo schronisko jest
niewielkie), które – oprócz ludzi – miało (ma?) jeszcze jednego lokatora –
ciekawskiego, czarnego kota. Rankiem pokazał się nam jako niestrudzony
obserwator, raz po raz obchodzący dookoła pokój i wpatrujący się w każde z
okien. Bardzo przytulne i uspokojające miejsce.
Wkrótce po posiłku
wybyliśmy z Lubonia i ruszyliśmy w drogę powrotną (na zboczach owej góry można zobaczyć gołoborze). Szkoda, że nie udało się
zdobyć Turbacza, ale to może innym razem. To było bardzo miło spędzonych parę
dni. Oby zawsze tak dopisywała pogoda, trafiało się cudeńko w rodzaju
schroniska na Luboniu i… jak najmniej Szczebli na naszej drodze. Chociaż, kto
wie, może warto się na niego raz jeszcze wspiąć?
Schronisko na Luboniu
Schronisko na Luboniu
Fajnie się czyta Twoje opisy, choć brakuje mi w nich zdjęć. Z chęcią zobaczyłabym jak wygląda gołoborze. Pierwszy raz spotkałam się z tym słówkiem. Nie chodzę po górach, ale czytając blog czuję jakbym tam była.
OdpowiedzUsuńGrażyna ze Strzelec
Wybacz, że nie wstawiłem zdjęć, ale z tamtej wycieczki po prostu ich nie mam. Te góry są fest fizycznie wymagające, jak się nie jest zaprawionym w bojach.
UsuńGołoborze: takie gołe skały wystające z powierzchni ziemi:
https://gorydlaciebie.pl/wp-content/uploads/2015/10/Lubo%C5%84-Wielki.-19.jpg
Niedługo pojawi się następny wpis o górach, ale innych.