Mowa, rzecz jasna, o wierszu Anonimowego Węgierskiego Poety, dedykowanym przewodnikowi grupy Jackowi Kurkowi, który ów twórca (a może raczej: grupa twórców) spłodził pewnego wieczoru przed hotelem pod Egerem. Nie ma co się wiele rozpisywać, to po prostu trzeba zobaczyć!
Na zdjęciu widnieje mój notatnik, w którym zapisano oryginał (widać wyraźnie wszystkie skreślenia). Tak sobie myślę, że w czasach, kiedy większość tekstów pisze się na komputerze i wersji papierowych po prostu jest niewiele, to jest to bardzo cenna pamiątka. Dwie ostatnie linijki napisane zostały, jak widać, inną ręką (i ja wiem, czyją...)
***
Pan __ __* w Chorzowie mieszka.
Tęgą ma głowę, ten nasz koleżka.
Uczy nas pilnie wieczory, ranki,
jak kochać Węgra do szabli szklanki.
Marta mu mówi: Jacku, łobuzie,
gotuj się z nami w dalsze podróże!
A cała grupa jej [ją - BDS] dopinguje,
że tylko z nami się tak wędruje.
Wilno, Lwów przeszliśmy utartym szlakiem,
a on się zachwyca czerwonym makiem!
Wszyscy mu mówią: napij się wina,
a on na termy parol zagina.
A Sandor Maray [Marai - BDS]** ręce zaciera,
kiedy pan Jacek zielnik otwiera.
Wszyscy kochamy naszego Kurka
i w sercu liczymy, że będzie powtórka!
O, właśnie tak!
Literatura:
*A niech sobie tak będzie zapisane nazwisko: jedna kreska=jedna sylaba.
**Sandor Marai napisał Księgę ziół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz