Zacząć trzeba od tego, co widać, czyli od krajobrazu. Beskid Żywiecki porastały niegdyś duże połacie lasów bukowo-jodłowych, jednak dzisiaj jodeł jest bardzo niewiele (kilka rośnie przy zejściu z bazy do źródełka), buków również, natomiast zastąpiły je masowo sadzone przez Austriaków świerki jako drzewa szybkorosnące. To okazało się niezbyt szczęśliwym pomysłem, ponieważ monokultura jest zjawiskiem szkodliwym na dłuższą metę. Przytrafiła się mianowicie świerkom inwazja (gradacja) kornika, która w krótkim czasie doprowadziła do wyniszczenia drzewostanu (co nietrudno zauważyć). Większość sympatycznych choinek musiała zostać wycięta (bądź czeka na wycięcie). Wiele, z uwagi na wyrośnięcie w gęstym, pozbawionym światła lesie, nie ma dolnych gałęzi i przypomina kikuty, które ledwie się trzymają (na zdjęciu poniżej). Także wichury poczyniły znaczne spustoszenia wśród drzew i... - a zresztą, kto był, ten wie, że to wygląda po prostu tragicznie.
Warto zauważyć, że buki palą się zupełnie inaczej niż iglaki (ze względu na zawartość żywicy) - dłużej, za to dają przy tym więcej energii. Te drugie z kolei płoną szybko, energicznie, ale trzeba ich dorzucać do ognia więcej.
Poza tym - jednym z nielicznych dźwięków, który zakłóca spokój w okolicy, jest dźwięk bezustannie pracujących pił spalinowych.
Zetknąć się można także z innymi dużymi roślinami - jarzębinami, klonami - najważniejszy dla nas rośnie w rogu bazy od strony północnej - i innymi, zwłaszcza na dole, w dolinie Rycerskiego Potoku.
Rosną tu także liczne paprocie, borówki, maliny, tarniny, dziewięćsiły oraz rośliny kojarzące się nam raczej z chwastami - jak to kłujące mleczopodobne cudo na fotografii poniżej. Jest co podziwiać.
Z drugiej strony, po okolicy krążą niezliczone legendy o pojawiających się tutaj zwierzętach. Tyczy się to zwłaszcza niedźwiedzia, który podobno jest, który podobno nawet nachodził samą bazę, który budzi grozę. Nikt go nigdy wiarygodnie nie przedstawił i możliwe, że faktycznie tu żyje, ale pewne opoieści służą głównie straszeniu ludzi. Są za to wilki, które lubią pojawić się we wsi (i atakować zwierzęta), a jednym z ich ulubionych celów są porzucone psy.
Kiedyś zresztą jeden z nich zabłąkał się na bazę - był cały zapchlony, głodny, przerażony, panicznie bał się zamkniętych pomieszczeń. Nigdy wcześniej ani później nie widziałem równie głębokiego strachu w oczach jakiegokolwiek stworzenia, gdy zamknęły się za nim drzwi. Oczywiście, otworzyliśmy je z powrotem. Trzeba się było nim zająć, nakarmić go, napoić, co za bydlak wyrzucił psa w lesie i zostawił na niemal pewną śmierć!? Skąd się wziął i dokąd uciekł, nie wie nikt, ale noc, którą spędził przy ognisku razem z piszącym te słowa i jeszcze dwiema osobami, była jedną z najbardziej niesamowitych, jakie miały tutaj miejsce. Robiliśmy dużo hałasu, palili wielki ogień, to jeden z tych momentów, kiedy wyobraźnia wzięła nad ludźmi górę i czuliśmy się trochę jak w amoku. Rankiem zresztą kolega, który słyszał nasze popisy, zaczął się zastanawiać: to oni jeszcze nie śpią!? Co tu się dzieje!? Spaliśmy... ja nie wiem, godzinę, dwie?
Z mniejszych drapieżników widuje się czasem lisy (słowa miejscowego gospodarza), kuny, borsuki. Żyją tu także sarny (i podchodzą pod bazę, na główną drogę prowadzącą w dół), jelenie (np. przy źródle), dziki, a ostatnim razem, jak byłem, natknąłem się w krzakach na zająca.
Można tu spotkać wiele ptaków: dzięcioła zielonego (żałuję ogromnie, że tak trudno uchwycić go na fotografii; widziałem go kilkakrotnie pod szczytem Praszywki Wielkiej oraz na czerwonym szlaku na Wielką Rycerzową), ptaki drapieżne: myszołowa, sowy, jastrzębia, krogulca czy kruka (jego też spotkałem, gdy wzleciał nagle z wielkiego świerka przy samej granicy ze Słowacją) i śpiewające: drozdy, sikory. Są i bardzo rzadkie, bo niegdyś łowne, głuszce.
Raz jeszcze mi się poszczęściło, gdy któregoś razu, gdy schodziłem w piękny, słoneczny dzień z Łysicy (przez którą prowadzi czarny szlak do stacji w Soli), przed oczami przeleciał mi kulczyk. Odległość na wyciągnięcie ręki, tempo szybsze niż dzieci uciekające przed rodzicami.
Uważać trzeba na pełzające żmije - tych jest wiele zwłaszcza w niższych partiach gór - gdyż zjawiają się czasem i w samej bazie. Żyją tu też zaskrońce oraz jaszczurki.
Do najczęściej spotykanych stworzeń należą owady: na zdjęciu poniżej ujrzycie rojące się, uskrzydlone mrówki, które okupują namiot. Nie brakuje - ze względu na dostępność jedzenia - os: są bardzo sprawnymi czyścicielami - kiedy pewnego popołudnia rozbiło się na ziemi jabłko, to już następnego dnia go nie było, bo owady pożarły je w całości. Z osami nie ma żartów, są niebezpieczne i potrafią same zaatakować. Trzeba uważać.
Na koniec wspomnę o pojawiających się tu motylach, zwłaszcza o uroczym pawiku, będącym częstym gościem tutejszych szlaków. Widuje się i admirała, i rzadsze rusałki, i pięknie popatrzeć, jak piją nektar z kwitnących kwiatów. A my kwitniemy wraz z nimi.
Wszystkie zdjęcia mojego autorstwa (z lat 2017-2018).
1. Słynny klon jawor w rogu bazy
2. Widok na Bendoszkę - widać, jak dużą powierzchnię lasu wycięto
3. Po drodze rosną chwasty
4. Świerki na szczycie Bendoszki - wolnorosnące i piękniejsze
5., 6. Dwie kozy
7. Świerki przy zejściu z przełęczy - obraz nędzy i rozpaczy
8. Jarzębina
9. Gody mrówek na białym namiocie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz