Translate

niedziela, 4 września 2022

Muzeum Gwoździ w Sośnicowicach, Bargłówka i leśna cisza. Wycieczka rowerowa po powiecie gliwickim

Najciekawsze, co możemy odkryć, zwykle kryje się blisko nas. Często są to ukryte myśli, które w odpowiednim momencie, pod wpływem odpowiedniego bodźca, jak zasłyszane słowa, dźwięki czy przeczytane ogłoszenie na tablicy ogłoszeniowej nagle urastają do rangi spraw i prawd od dawna dobrze znanych. Bywa też tak, że niezwykłe miejsca, położone bardzo blisko nas, długo pozostają białą plamą na mapie, aż któregoś razu, pod wpływem impulsu, zdecydujemy się skorzystać z okazji, żeby je odkryć. W niedzielę, 14 sierpnia tego roku uczestniczyłem w rowerowej imprezie, podczas której m.in. zwiedziłem dwa lokalne muzea: Muzeum Techniki Sośnicowice w Sośnicowicach oraz lokalne muzeum we wsi Bargłówka. Zapraszam do przeczytania relacji! 
Wyjazd organizował Turystyczny Klub Kolarski PTTK im. Wł. Huzy w Gliwicach we współpracy ze Stowarzyszeniem na rzecz Dziedzictwa Kulturowego Gliwic Gliwickie Metamorfozy. Miejsce zbiórki - na gliwickim Rynku o godzinie dziewiątej. Trasa: z Rynku przez ulicę Zygmunta Starego, Plac Grunwaldzki, ulice Mickiewicza i Daszyńskiego aż do samych Sośnicowic. 
W wyprawie wzięło udział około dwudziestu osób. W podgliwickim miasteczku skręciliśmy w boczną ulicę (dokładny adres: Raciborska 47, 44-153 Sośnicowice), by po chwili znaleźć się przed bramą lokalnego Muzeum Techniki prowadzonego od lat przez pasjonata metalurgii, techniki wytwarzania narzędzi czy na przykład płatnerstwa, kowalstwa, ślusarstwa -  Pana Andrzeja. Pod jego czujnym, nadzorującym pracę maszyn okiem, można samemu zobaczyć, w jaki sposób w dawnych czasach ludzie wytwarzali gwoździe (znajduje się tam fascynująca w swoim działaniu gwoździarka Wilhelma Hegenscheidta, twórcy gliwickiej Fabryki Drutu), wycinali zęby w brzeszczotach pił czy podkuwali konie, bowiem maszyny są sprawne i składają się - w większości - z oryginalnych części. Na ścianach niedużego pomieszczenia, na jego podłodze i dookoła znajdują się gotowe już narzędzia i inne metalowe przedmioty służące do pracy na polu i w ogrodzie, codziennego użytku. 

Wyprawa rowerowa: pośrodku, w niebieskiej koszulce, odwrócony przodem do grupy stoi gospodarz, pan Andrzej. Nikt nie protestował przeciw zamieszczaniu w miejscu publicznym zdjęć, więc zamieszczam. 

Urządzenie do wycinania zębów brzeszczotów pił 

Gotowa, ręcznie kuta piła typu "moja-twoja"

Do podkuwania koni też trzeba było mieć sprzęt

Ponadto gospodarz zgromadził jedyną w swoim rodzaju kolekcję rozmaitych typów gwoździ - jako jedyny na świecie. Składa się ona z wielu tysięcy egzemplarzy z całego globu, w tym regionów Polski od czasów Cesarstwa Rzymskiego aż do czasów współczesnych. W budynku można znaleźć także różne stare zamki i okucia i inne jeszcze rzeczy, a potem przejść się ścieżką edukacyjną (akurat my nie skorzystaliśmy z tej ostatniej możliwości). 

Pan Andrzej prezentuje maszynę do produkcji gwoździ




Pan Andrzej jest znakomitym fachowcem, który ma gadane, więc można posłuchać jego opowieści o technice produkcji narzędzi, historii metalurgii na Górnym Śląsku czy o współczesnych problemach związanych z obecnością licznych substancji poprzemysłowych w środowisku. Wejście było całkowicie darmowe, ale po wizycie dorzuciliśmy kilka groszy do skarbonki - myślę, że to miejsce zasługuje na to, żeby być bardziej znane, choć sam gospodarz zapewniał, że nieszczególnie mu na tym zależy. 


Po zwiedzeniu Muzeum Techniki Sośnicowice wyprawa udała się do niedalekiej Bargłówki, w której rodzina Tischbierków, zamieszkujących miejscowość - jak zapewniał nas pan domu - od XVII stulecia zgromadziła całą masę rozmaitych przedmiotów związanych zarówno z historią rodu, jak i całej - niezbyt dużej przecież - wsi. Gospodarza spotkałem zaledwie kilka dni wcześniej podczas innej wędrówki - po centrum Gliwic - chociaż, z uwagi na aparycję (czarny kapelutek, kamizelka, nieduży wzrost z widoczną na twarzy niezwykłą ciekawością świata) jest on bardzo charakterystyczną postacią. Niewielką parcelę opatrzono szyldem "Szpargoły omy Getrud" (przyznaję tutaj, że nigdy nie rozumiałem śląskiej gwary, to po prostu nie moja kultura; nazwa od imienia babci bargłówieckiego pasjonata). Wejście było całkowicie darmowe (gospodarz zaprasza pod adres: Bargłówka, ul. Tworogowska 6). 
W niepozornym domku zgromadzono szereg zabytków materialnych wszelakiego pokroju - od mundurów wojskowych i uzbrojenia związanych ze służbą członków rodziny w armii, przez fotografie z życia wsi i przewodnika (w tym z postaciami byłych prezydentów i z różnych uroczystości), narzędzia takie jak maszyna do szycia butów (zdobyta od rodziny zmarłego szewca - można usłyszeć wiele kapitalnych historii o pochodzeniu wszystkich tych rzeczy), naczynia i przedmioty używane w kuchni aż po eleganckie serwety, makatki i znajdujące się w świetnym stanie meble, odznaki turystyczne... Czego tam nie ma! 


Można też posilić się bardzo smacznymi potrawami, które przygotowuje gospodyni - m.in. kiszonymi ogórkami, pierogami z krupnikiem i świeżym kompotem. Do roli poczekalni, miejsca spotkań i jadalni zaadaptowano starą stodołę. Budowle otoczone są ogrodem, w którym centralne miejsce zajmuje stary orzech włoski - jako twarde, solidne i długowieczne drzewo znakomicie symbolizuje wytrwałość gospodarzy w gromadzeniu pamiątek po przeszłości, ich skrupulatność i solidność - a przyjęcie jest tak serdeczne, jak smaczne są owoce tej potężnej rośliny. 


Gdy zwiedzaliśmy - podzieleni na dwie grupy, z uwagi na niewielkie rozmiary domku - muzeum, spadł skromny deszcz i wydatnie odświeżył powietrze. Pożegnaliśmy się z miłymi gospodarzami, złożywszy na ich ręce podziękowania i drobny datek, po czym udaliśmy się w stronę Ruskich Mostków w pobliskim lesie. Nazwa tego miejsca pochodzi stąd, że ciężkie maszyny wojsk Układu Warszawskiego, gromadzące się w okolicznych lasach, potrzebowały w miarę twardego podłoża, by w 1968 roku móc się łatwo przemieszczać w stronę naszego południowego sąsiada w odpowiedzi na praską wiosnę, więc wykonano szereg drewnianych, dotąd trzymających się nieźle, konstrukcji. Lepiej, żeby się to nie powtórzyło i lepiej, żeby ideologie podobne do dominującej w czasach słusznie minionych pozostały na marginesie życia społecznego. Zauważyłem, że rower zadziwiająco dobrze zniósł kamienistą drogę w terenie. Gdyby pękła dętka lub opona... ach, nie chcę myśleć, jak wyglądałby powrót z flakiem wielokilometrową trasą! 

W tym niewielkim domku pan Tischbierek zgromadził ogromne zbiory pamiątek z dziejów Bargłówki. 

Za Mostkami część oficjalna się skończyła i ruszyliśmy w drogę powrotną: przez Leboszowice, Smolnicę, okolice Wilczego Gardła i Obwodnicą Zachodnią Gliwic. Na plus wyprawy należy zapisać i to, że obyło się bez problemów technicznych, wypadków i tym podobnych nieszczęść. Wróciłem do domu z myślą, że muszę popracować nad kondycją - przejechałem w sumie około 40 kilometrów i było to, niestety, odczuwalne. Cóż, wkrótce się znowu najeżdżę, kolejny wyjazd rowerowy już za pasem, a relacja z niego także się tutaj pojawi. Może i mięśnie nabiorą odpowiedniej siły? Ciekawe, co potem? Dalsze okolice Sośnicowic? Rachowice i ich atrakcje? Czy dalej, za Bargłówkę w stronę Rud Raciborskich? Trzeba popracować nad formą, a i dalsze wyjazdy będą możliwe. Głównie jednak będę się przemieszczał po mieście i starał się nie wjechać w żadną dziurę. 

Miejscowe zabytki

Zdjęcia (głównie z Sośnicowic) mojego autorstwa. 

Ściana muzeum pełna gwoździ z całego świata



Zamki i okucia


Kleszcze wykorzystywane w kowalstwie, ale i do celów medycznych!

Dziękuję za uwagę i - do poczytania! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz