Translate

piątek, 26 stycznia 2024

"Nie bierz wszystkiego zbyt poważnie". Kraków, Efemeria, Radio MagMa, 20.01.2024

Ostatnimi czasy, kiedy nadarza się możliwość, biorę udział w spotkaniach poetycko-literackich odbywających się regularnie w krakowskiej Kawiarni Czarów Efemeria przy ulicy Karmelickiej 7. Kolejna szansa trafiła się w minioną sobotę, kiedy to imprezę połączoną z audycją radiową w Radiu MagMa pod tytułem "Nie bierz wszystkiego zbyt poważnie" organizowali lokalni (a może: coraz mniej lokalni) artyści: Mariusz Głąb i Magda Zybowska. Na spotkaniu pojawiło się wielu twórców z bliższej i dalszej okolicy, którzy zaprezentowali swoją twórczość. Było wesoło, było dużo dobrej energii i dobrej muzyki. Trafiła się i możliwość autopromocji mojej nowo wydanej książki Rycerz Florian odkrywa świat. Po szczegóły zapraszam do relacji! Będzie o drodze, o książkach, o poezji, muzyce, ludziach, wszystkim, co tworzy obraz małego świata kultury. 
Kolejna wyprawa do Krakowa stała pod znakiem solidnego przygotowania programu, problemów ze snem i zmian w rozkładzie jazdy pociągów. W sobotę obudziłem się bardzo późno, co sprawiło, że musiałem w zasadzie natychmiast zbierać się do wyjazdu (biorąc pod uwagę moją tradycyjną ociężałość zaraz po przebudzeniu). Wziąłem ze sobą telefon, w którym, w Dokumentach Google, zapisałem sobie utwory, które zamierzałem przedstawić. Ale to nie wszystko. Spakowałem też małą paczuszkę zawierającą egzemplarze mojej książki Rycerz Florian odkrywa świat, którą świeżo odebrałem w piątek. Liczyłem na to, że uda mi się ją w miarę skutecznie zareklamować. Wyruszyłem pełen energii i chęci zdobywania nowych kontaktów z różnymi twórcami, którzy licznie przecież spływają do Efemerii na wszelkie wydarzenia kulturalne. 
Podróż do Krakowa minęła bezproblemowo, pociąg nie był nawet jakoś specjalnie obłożony. Po posileniu się w dworcowym lokalu Olimp (sprzedaje jedzenie na wagę; dosyć regularnie się w tym miejscu stołuję) poszedłem w stronę Rynku. Jeszcze w przylegającej do dworca Galerii Krakowskiej zauważyłem znajomą twarz miejscowej poetki Edyty Chojnackiej. Wziąłem to spotkanie za dobrą monetę, uznałem, że będzie ciekawie. Moją uwagę przykuło dzienne światło: pierwszy raz od jakiegoś czasu przybyłem, gdy jeszcze nad Krakowem nie zapadła noc (co widać na poniższych zdjęciach wykonanych po godzinie 16). 
Zaszedłem do lokalnego Empiku, gdzie wyhaczyłem perełkę, o której myślałem od jakiegoś czasu: (auto)biografię amerykańskiej artystki Debbie Harry pt. Face It. Właściwie bez wahania chwyciłem za nią i, po krótkim przejrzeniu, zdecydowałem się ją nabyć (o owej książce będzie jeszcze dalej w mniej typowym kontekście). Kiedy dochodziłem do skrzyżowania ulic Szewskiej z Podwalem i Karmelicką, ciemność opadła już na miejski krajobraz. Z tego mroku wyłoniła się znajoma twarz Magdy Zybowskiej ze znajomymi. Przywitaliśmy się serdecznie. Skoro Magda już jest, pomyślałem, to znaczy, że i Mariusz Głąb także jest na miejscu i przygotowania do imprezy trwają w najlepsze. Nie pomyliłem się. 


Efemeria mieści się za bramą kamienicy przy Karmelickiej 7 i roztacza wokół siebie ulotny urok. Po wejściu przywitałem się z obsługą, przede wszystkim z gospodynią, Kasią Marszałek, zamówiłem imbryk herbaty i poszedłem do tylnej sali, w której spotkałem Mariusza przygotowującego się do audycji z gitarzystą bluesowym, Robertem Bodziochem (znanym też jako er.blues), który miał swoją grą umilać zgromadzonym wieczór i spisał się naprawdę znakomicie. 
Miejsca z tyłu sali były już zajęte, wobec tego rozgościłem się pośrodku, przy stole, przy którym krzesła zajmowały dwie dotąd nieznane mi panie, którymi okazały się Ewa Fronk z córką Moniką. Na scenie, na którą składały się kanapa dla Mariusza i jego gości, komputery i konsoleta, mikrofony ze statywami etc. prezentowała się tylko mama (z zabawnymi utworami nawiązującymi do parodii heavy metalu pt. Łydka Grubasa i nie tylko). Rozpoczęliśmy miłą pogawędkę w oczekiwaniu na rozpoczęcie imprezy. W międzyczasie schodzili się kolejni uczestnicy, jak wspomniane już Edyta i Magda, znane twarze jak Janusz Andrzej Wieczorek czy Michał Krzywak, Maria Kwaśniewska czy Kasia Dominik i szereg innych, nowych dla mnie postaci. 
Jak już się rzekło, w piątek, w przeddzień audycji, odebrałem paczkę z moją książką dla młodszych i starszych czytelników Rycerz Florian odkrywa świat. Uznałem, że promocję należy zacząć od zaraz. Jeden egzemplarz pozostawiłem w Efemerii, udało mi się także upłynnić sześć kolejnych (myślę, że jak na debiutanta, świeżaka w tej materii to bardzo dobry wynik). Wśród osób, które otrzymały książkę, były przybyłe później z Częstochowy znajome panie: Alicja Stępniewska-Nawaratne i jej córka Danusia. Nie było drugiej z córek, Moniki. Z uwagi na to, że to dzięki Monice nawiązałem kontakt z Urszulą Majchrowicz, która potem wykonała ilustracje do Rycerza Floriana, uznałem, że należy jej się własny egzemplarz. O samej książce napiszę więcej w kolejnym tygodniu, kiedy z urlopu powróci redaktor Przebieracz z Wydawnictwa św. Macieja Apostoła, w którym ukazało się dzieło. 


Wróćmy jednak do audycji. Na sali pojawiały się i znikały kolejne osoby, a nowo zakupiona Face It służyła za znak, że miejsce, które właśnie opuścił któryś z palaczy, jest zajęte. Pod linkiem, który zamieściłem powyżej we wstępie możecie sprawdzić, kto wystąpił podczas sobotniego spotkania (chociaż nie jest to uszeregowane w kolejności wejść). Mariusz wszedł na antenę około godziny 18. Z samym nagraniem były pewne problemy, prowadzący opowiadał potem, w trakcie jednej z przerw, że miał wybór: albo odpowiednio nagłośnić salę, żeby na miejscu było dobrze słychać, albo polepszyć jakość dźwięku, który szedł w świat radia internetowego (żeby potem dało się tego słuchać). Okazało się, że, niestety, nie można mieć wszystkiego. Ale pamiątka w postaci blisko siedmiogodzinnego filmu jest. 
Występujące kolejno na scenie osoby prezentowały swoje wiersze, ale także dowcipy o różnych miejscowościach (a przybywali ludzie m.in. z Rzeszowa, Tarnowa czy też Częstochowy, a nawet słynnego z kawałów Wąchocka - rzadki przypadek, kiedy miasto kojarzy się głównie z humorem). Pojawiały się rodziny: Kasia Dominik z mamą nawet wspólnie wystąpiły! Pomiędzy kolejnymi recytacjami Robert wygrywał swoje bluesowe kawałki, które dodawały nieco melancholijnego kolorytu audycji. 
Do najbardziej osobliwych, a zarazem porywających należało show Portugalczyka z Poznania Guilherme Sancho występującego z portugalskimi, a także angielskimi piosenkami (m.in. o tym, jak wstyd śpiewać mu w innym niż ojczysty języku) przy dźwiękach ukulele. Było dużo śmiechu, żartów z imion (ha! ha!) i opowieści o innej kulturze. Gui to wyborny, urodzony showman o wielkiej energii i cieszę się, że mogłem go spotkać. A sam usiadłem na kanapie zaraz po nim. 
Jak sobie posłuchacie mojego występu, to zauważycie pewnie swoistą nerwowość. Mam wrażenie, że zmęczenie mocno dało znać o sobie. Stąd dowcip o Miedzi Legnica, opowieści o rockowym zespole Jethro Tull (jako, że wiersz Po szlakach rzadko uczęszczanych nawiązuje do albumu grupy Songs from the Wood), Marillionie, którego nie lubię i prezentacja Ody do bigosu Adama Mickiewicza z okazji Dnia Bigosu. Ufff! Ale chyba nie było tak źle, nie? 
Po prezentacji, jak to zwykle bywa, poziom emocji osiągnął poziom tak wysoki, że uniemożliwił skupienie na dalszych występach (no, niestety, ja rzadko kiedy pamiętam, jak wyglądają kolejne wystąpienia bezpośrednio po moim). Poświęciłem resztę efemerycznego wieczoru na rozmowy z ludźmi, zwłaszcza z paniami Nawaratne, wcześniej zamieniłem też nieco słów z poznanymi tejże soboty osobami: obdarzonym niezwykłą energią duetem Kasia Jezierska & Tomek Zubiński (to trzeba usłyszeć samemu!) czy też Rafałem Gawronem. Sami pozytywni artyści w tym artystycznym światku! 
Z uwagi na to, że z rozkładu jazdy wypadły pociągi o godzinie 22:42, musiałem wyjść z Efemerii już dwadzieścia minut po dziewiątej (Mariusz się ze mnie śmiał, że jeszcze jestem w lokalu parę minut wcześniej, ale nie chciałem stać jak kołek na peronie, a idę jednak dość szybko). Powrót ekspresem bezpośrednio do Gliwic odbył się, rzecz jasna, ekspresowo, a po drodze zagłębiłem się w lekturę Face It. Legenda nowojorskiej sceny punkowej (i po prostu popowej, jej zasięg oddziaływania jest ogromny), Deborah Ann Harry, "brudna Harry", będąca dla świata muzyki taką platynową blondynką, jaką jest Marylin Monroe dla filmu, opowiada w niej o swoim arcyciekawym życiu (zastanawiam się teraz, czy nie poświęcić jednego z kolejnych wpisów ostatnio czytanym książkom). Wiele pada słów o młodości i początkach kariery, działalności w zespole Blondie i granej muzyce, wiele również o spotykanych po drodze postaciach, grze w filmach, krajobrazie Nowego Jorku i okolic, scenie punkowej i nie tylko, realiach, w jakich funkcjonowała piosenkarka w latach 60., 70. i później, wizerunku, na którym wzorowały się liczne późniejsze gwiazdy sceny takie jak Madonna, Terri Nunn, Patsy Kensit i można tak długo wymieniać, finansach... Aha, drugą najważniejszą postacią tej autobiografii jest długoletni partner sceniczny, artystyczny i życiowy pani Harry, czyli Chris Stein. Z uwagi na to, że pani jest bezpruderyjna, bardzo bezpośrednia, a w jej życiu nie brakowało przygód miłosnych, ale i gwałtów, narkotyków, typów spod ciemnej gwiazdy i innych bardzo poważnych problemów, nie każdemu zapewne książka przypadnie do gustu. Ja jednak polecam. 
Wróciłem do domu niedługo po północy i niedługo potem poszedłem spać. To był bardzo intensywny dzień, ale - na szczęście - po nim nastąpiła wolna niedziela. Można było chwilę odpocząć od nadmiaru wrażeń. 

Wszystkie poniższe zdjęcia zostały wykonane przeze mnie: 






Do poczytania! 

P. S. 
Poniżej zamieściłem dwa utwory przedstawione podczas audycji: jeden mój, dotąd nieprezentowany sonet W lawendowym raju, a drugi to On bogaty autorstwa Ewy Fronk, znakomity w wykonaniu scenicznym.  

W lawendowym raju
Aromat lawendowy paruje nad wanną,
koi zmysły, wycisza. Oczy półprzymknięte,
nozdrza spełnione w zielu, coś łaskocze piętę.
Pogrążam się w bezruchu, jest gorąco, parno.

Jasne myśli o Sandrze nocną chwilę kradną,
sen nadchodzi, sen słodki jak bzy świeżo ścięte.
Mózg pozwolił się czarom chwycić na przynętę
i roztacza swe wizje, dumny niczym jabłoń.

Zbudzę się w poniedziałek deszczowy i senny,
wśród ludzi, którzy spojrzą na Twój lot z uznaniem,
lecz nie odczują zmiany, jeślibyś nagle spadł.

Boże, pozwól uwierzyć, że wśród aktów i akt,
między ulotnymi słowy i klejnot się stanie,
gdy będziemy tak silni jak zapach lawendy.
23.01.2022

Ewa Fronk
14.01.2024

(do melodii Łydki Grubasa ,,Rapapara")

On bogaty
Samotna była okrutnie tak
Jak na łysinie jedyny kłak
Poznała księcia on z bajki cud
Życie bogate jak cesarz wiódł
Nogi zadrżały dziewczynie gdy
Szkliły na zdjęciu najbielsze kły
Kiedy na żywo spiknęli się
On ją rozpoznał ona go nie

On bogaty, on bogaty, lecz miał zęby jak łopaty
On bogaty, on bogaty, z disco polo wlazł do chaty

Chciała całować go z całych sił
Lecz on jej zęby w policzek wbił
Ściągał z niej kołdrę zębami wciąż
Żaden z chomika nie będzie mąż

On bogaty, on bogaty, lecz miał zęby jak łopaty
On bogaty, on bogaty, z disco polo wylazł z chaty

Lecz ojciec dziewki zepsuł raz pług
A tu wykopki i nie ma sług
Wtedy niedoszły z pomocą zięć
Przybył i teść dał za pomoc pięć
W zaprzęgu rączym pochylił twarz
Puentę już dobrze na pewno znasz
Kiedy koń pobiegł to zęby ciach
Mocno się wgryzły w ziemię i w piach
Zaorał grządki aż iskry szły
Ziemniakiem sypnął, błyszczały kły

On zębaty, nie szczerbaty, zęby jak więzienne kraty
On bogaty, on bogaty, disco polo wniósł do chaty

Już nie narzeka dziewczę na los
On czule zębem drapie ją w nos
Żal jej że była okrutnie zła
Kpiła i drwiła z wielkiego kła
Ona gotuje na kuchni żur
On wkłada zęby aż leci wiór
Miesza wytrwale potraw ze sto
Takie chochelki ma mało kto
Niech się nauczy nareszcie świat
By nie wyśmiewać się z ludzkich wad
Takie łopaty to cenny skarb
Niczym wielbłądzi na plecach garb
Morał się z pieśni nasuwa sam
Jeśli masz zęby to jesteś pan

On bogaty, nie garbaty, a te zęby jak łopaty
Otwierają drzwi do chaty, we wsi trafią na plakaty
Przez te szczęki jak łopaty został zięć pupilkiem taty
Stolarz z niego bo łopaty zbiją z desek stołów blaty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz