Translate

wtorek, 18 lutego 2025

Miły, spokojny wieczór. Ephemeros XVIII w Krakowie

W sobotę, 18 lutego 2025 roku, odbyła się w krakowskiej kawiarni czarów Efemeria kolejna edycja spotkań literacko-muzycznych pt. Ephemeros. Prowadził duet Starych Grzybów - Janusz Andrzej Wieczorek oraz Michał Krzywak. Po części poetyckiej ze sceny wybrzmiała muzyka krakowskiego żeńskiego duetu Corenite prezentującego muzykę wywodzącą się z Bałkanów, Karpat i klezmerską. Spędziliśmy miły, spokojny wieczór. Zapraszam do relacji! Ephemerosy to impreza cykliczna, podczas których regularnie widuję zarówno znajome twarze, jak i zupełnych świeżaków, debiutantów na scenie, ludzi, którzy zaczęli swoją przygodę twórczą. Nie ma reguły - zdarzają się imprezy żywiołowe, na których pojawia się pełno ludzi (także spoza Krakowa), a bywają i takie w kameralnym gronie, bardzo spokojne (jak ostatnia edycja). Myślę sobie, że z uwagi na ogólną niszowość poezji trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby na długim dystansie utrzymywać serie podobnych spotkań. I podziwiam Michała, Janusza, gospodynię Kasię i wszystkich, którzy bawią się w organizację. Czasem się zdarza, że prezentowane utwory zaczynają żyć w tym mikroświatku i to jest sympatyczne. 
Odkąd odpuściłem wyjazd na Odyseję Poetycką do Krakowa 1 lutego (przemęczenie materiału itd.), wiedziałem, że bardzo chcę wziąć udział w kolejnych spotkaniach literackich (już teraz aż do kwietnia mam całe mnóstwo propozycji, kwestia tylko tego, czy zechcę je przyjąć; np. Odyseja zawita znów do Efemerii 5 kwietnia, a wcześniej, bo 15 marca, odbędzie się kolejny Ephemeros). I tak to wczesnym popołudniem wyruszyłem do Krakowa. Po drodze jeszcze spotkałem kolegę i zamieniliśmy ze sobą kilka słów. 
Dojazd był bezproblemowy (rozkład jazdy się zmienił, ale na moją korzyść - mogłem później wyjść z domu i później wyjść z kawiarni, a za to w domu być wcześniej z powrotem), na dworcu poszedłem do Olimpu - lokalu z jedzeniem na wagę, zazwyczaj tam właśnie się posilam, mają dobre potrawy. Potem zaszedłem jeszcze do Empiku, skąd wyniosłem monografię państwa pruskiego - czasem można sobie pozwolić na taki zakup. Aha, zapomniałem o ważnej rzeczy: dzień był mroźny, co prawda suchy, ale pogoda nie zachęcała do spacerów. Nie przyglądałem się zbytnio miastu, ruszyłem wprost do Efemerii, gdzie już przy wejściu zastałem Michała Krzywaka, a na podium - Janusza Andrzeja Wieczorka, a po chwili także Alicję Stępniewską-Nawaratne i innych. Zamówiłem herbatę (dla rozgrzania się, a poza tym tak fajnej miejscówce warto coś zostawić; potem jeszcze nabyłem kalendarz na rok 2025) i usiadłem w oczekiwaniu na rozpoczęcie. Rozmawiałem przy tym z Alą i dało się wyczuć zmęczenie i niepewność: jakby ktoś rozpylił uspokajającą lawendę. 
Impreza, jak zwykle, zaczęła się z piętnastominutowym opóźnieniem - Michał i Janusz wstrzymywali otwarcie z myślą o spóźnialskich (przypomniał mi się tutaj legendarny szachowy troll pisbyk i jego partie z GM-em Zbigniewem Paklezą - grał możliwie najwolniej, żeby zmarnować czas arcymistrza; to wyrażenie powinno na stałe wejść do słownika - grać/opóźniać jak pisbyk, hahahaha!) Wreszcie - zaczęliśmy!  
Prezentacje poetyckie zaczęły się ode mnie, co się bardzo rzadko zdarza. Przedstawiłem trzy utwory - pierwotnie miałem je przeczytać w trakcie kolejnego spotkania z cyklu Odyseja Poetycka. W programie znalazły się Kiełek (który ma już 12 lat! i powstał w czasach studenckich), Żyzne podłoże (debiut na żywo i ewidentny problem w wymyślaniu tytułów) i Bluszcz (też debiut) inspirowany przygodami w Skalnym Mieście w Ciężkowicach i widokiem grobu zarośniętego przez ekspansywną roślinę. Myślę, że cała trójka wyglądała bardzo dobrze. 

Bluszcz
W Skamieniałym Mieście bluszcz oplata sosnę 
tak, jak gdyby rósł tam od tysiąca lat. 
Milczą o nim książki, on zaś trzyma mocno 
pień posępny w deszczu, wiatr zaś zimno gna. 

Skamieniałą duszę bluszcz przydusza żądzy, 
wyżej, głośniej, szepcze: w dole marzną twarze. 
Nie chcą wielkich planów i porywczych dążeń, 
głos ich jednak tłumi bieg gwałtownych zdarzeń. 

Na posępnym grobie bluszcz się pleni wściekle, 
dławi oddech ziemi, niszczy nieświadomie. 
Pod pędami pnącza ciągle widać jeszcze
płytę sprzed półwiecza, chwast szybszy niż człowiek. 

Po młodej pergoli bluszcz się pnie ku chmurom. 
Ciemna, miękka zieleń koi miejskie oczy. 
Słowem próbujemy okiełznać naturę, 
a los na nas patrzy, los się z nami droczy. 
11.09.2020

Po mnie na scenę wychodzili inni: Alicje Stępniewska-Nawaratne z Częstochowy i Wedel-Grzenda, Tobiasz Kruk i Radek Bicz, Paulina Ostrowska, wreszcie - sami organizatorzy. Zdjęcia wykonywał Maciej Krych. Teksty pojawią się później na grupie Ephemeros. Chyba najlepszym momentem wieczoru były wiersze walentynkowe (jak to często przekorni poeci piszą, nie były to poezje miłosne, tak to ujmę...) Potem nastąpiła kilkunastominutowa przerwa na ustawienie instrumentów zespołu Corenite i kwestie techniczne. 
Panie Monika (śpiewająca) i Karolina zaprezentowały się ciekawie, grając wesołe melodie połączone z zaczerpniętą z ludowością melancholią (zmienne koleje losu człowieka zmuszają do zatrzymania się na chwilę, do przemyśleń, nie są to najłatwiejsze tematy, a bliskie wielu z nas). Dobrze tej muzyce zrobił brak uwspółcześniania przy pomocy standardowego mocnego bitu. Chwila zamyślenia, chwila wsłuchania się w pieśni bałkańskie, karpackie i klezmerskie, skrzypce + keyboard, aranżacje własne, pięknie, miło, intrygująco. Nie znałem wcześniej, to poznałem. Mogliśmy się dowiedzieć, że nazwa "corenite" wywodzi się od bułgarskiego słowa "korenite"=korzenie, od angielskiego "core"=trzon, od łacińskiego serca. 
Pojawiły się dalsze plany, ale o nich napiszę kiedy indziej. 
Po 21 opuściłem Efemerię i udałem się na dworzec. Powrót do domu przebiegł spokojnie, aczkolwiek zmęczenie dawało o sobie znać, pociąg był mało komfortowy (dużo ludzi), a na koniec okazało się, że nie ma połączeń autobusowych o tej porze w moją stronę (najbliższe po 4 rano). Mroźną nocą doszedłem więc do siebie nie czekając na nocny bus. Brrr, zimno! Na koniec zdążyłem jeszcze na audycję Radia MagMa Mariusza i Magdy pt. Bigos. 
Cieszę się bardzo, że ten wyjazd się odbył, że mogłem spotkać znajome twarze, posłuchać muzyki Corenite, odpocząć chwilę od spraw codziennych (po krótkiej przerwie znów wróciłem do pisania, czego efektem poprzedni post, ten post, miniaturka poetycka, rozwinięcie projektu prozatorskiego o nowe przemyślenia), wyspać się tyle, ile chciałem po fakcie. I myślę, że 15 marca spotkamy się na kolejnym Ephemerosie. 

Wszystkie fotografie mojego autorstwa. Przedstawiają (jak to rzadko bywa) wszystkich występujących. 


























Dziękuję za uwagę i do poczytania! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz