Spotkanie gromadzące twórców pod znakiem Radia MagMa było już trzecią lutową imprezą poetycką, w której miałem wziąć udział (czwartą na przestrzeni miesiąca; a jeszcze wypadła mi po drodze słynna audycja Bigos). Najpierw były Wiersze z łapanki, potem Z książką w ręku. W pierwszej Mariusz prezentował utwory nadsyłane przez uczestników w trakcie audycji, w drugiej - fragmenty podarowanych mu książek, m.in. mojej pt. Rycerz Florian odkrywa świat, o której napiszę więcej w jednym z kolejnych postów. Zacząłem się zastanawiać, czy umiem dopasować swój repertuar do tematu programu ("słów kilka o dobrym człowieku") i przyznam, że miałem z tym pewien problem. W końcu jednak wytypowałem kilka utworów, które chciałem przedstawić.
Do Krakowa wyruszyłem jak zawsze w sobotę po południu pociągiem; podróż minęła bez znaczących perypetii. Miałem poczucie, że potrzebne mi będzie nowe miejsce do stołowania się, ponieważ ceny w dotychczasowym, jak się okazało, dość mocno wpływają na koszty takich wyjazdów. Potem zaszedłem na Rynek, który wzbudził dwuznaczne uczucia: z jednej strony, szaroniebieskie niebo wskazywało, że dzień się wydłuża, z drugiej - po zsunięciu nocnej kurtyny - plac wydawał się mniej przytulny, a bardziej zimny. Wstąpiłem do Empiku, w którym tym razem nie nabyłem niczego (muszę się w końcu zabrać za opis Face It Debbie Harry, bo książka to bardzo ciekawa) i szybko ruszyłem w stronę Karmelickiej.
W środku zastałem już pokaźne grono miłośników poezji (także tej śpiewanej), w tym mającej grać i śpiewać Barbary Leśniak, prowadzących Mariusza i Magdę, Michała Krzywaka, gospodynię Kasię i masę innych ludzi. Poniżej przedstawiam nagranie (pod filmem można znaleźć listę wszystkich występujących), które już wprawdzie raz wrzucałem, ale dobrego nigdy za wiele. Tam, zaraz na początku, można posłuchać rozmowy z Basią, jej opowieści o swojej działalności jako artystki, jako nauczycielki śpiewu, mentorki (nie mylić z mentorem szachowym! to nie to! śpiewu nie uczy się z programem) dla dzieci i młodzieży, można posłuchać m.in. jej przemyśleń na temat zdolnych uczniów i prezentowanych z oszczędnym akompaniamentem utworów. Kiedy słucham jej piosenek, niezmiennie przypomina mi się Walc Tamary Kalinowskiej.
Dodać tu trzeba, że klimat Efemerii jest bardzo przyjazny, ciepły, a odpowiadają za to nie tylko goście, lecz przede wszystkim gospodyni Kasia Marszałek i dziewczyny za barem, którym tutaj serdecznie dziękuję. Udana obsługa stanowi w dużej mierze o jakości miejsca, mocniej przywiązuje do siebie. I nic tak dobrze nie rozgrzewa w zimowe popołudnie jak dobrze zaparzona, ciepła herbatka (o wdzięcznej nazwie: Spokój).
Po krótkiej rozmowie z Barbarą i wstępie muzycznym Mariusz zaprosił na kanapę pierwszego gościa literackiego - Joannę Wątróbską. Jej wystąpienie można z łatwością połączyć z wejściem następnej w kolejności Katarzyny Dominik, ponieważ obydwie panie swoimi prezentacjami bardzo dobrze wpisały się w temat audycji - ich utwory były poświęcone dobrym ludziom w ich życiu - szczególnie takim, którzy - najbardziej bezpośrednio - pomagają w zdrowiu i chorobie. Prosty realizm, proste historie, brakuje ich dzisiaj, jest w nich coś ujmującego. Przez pewną przekorę zastanowiłbym się, czy patrzenie w lustro z przekonaniem, że nie można nam nic zarzucić, określa człowieka pokornego czy... no, właśnie. He!
Po krótkiej rozmowie z Barbarą i wstępie muzycznym Mariusz zaprosił na kanapę pierwszego gościa literackiego - Joannę Wątróbską. Jej wystąpienie można z łatwością połączyć z wejściem następnej w kolejności Katarzyny Dominik, ponieważ obydwie panie swoimi prezentacjami bardzo dobrze wpisały się w temat audycji - ich utwory były poświęcone dobrym ludziom w ich życiu - szczególnie takim, którzy - najbardziej bezpośrednio - pomagają w zdrowiu i chorobie. Prosty realizm, proste historie, brakuje ich dzisiaj, jest w nich coś ujmującego. Przez pewną przekorę zastanowiłbym się, czy patrzenie w lustro z przekonaniem, że nie można nam nic zarzucić, określa człowieka pokornego czy... no, właśnie. He!
Scenka rodzajowa z występu Ewy Kołacz: opowiadała o tym, jak jej dzieci dowiedziały się, że mamusia pisze wiersze. Reakcje: córka: mamo, to ty napisałaś wiersz; syn: a wiesz, ile ja ci tego spaliłem?
Długo o swojej poezji opowiadał twórca z sosnowieckiej Niwki, wielokrotny uczestnik podobnych spotkań Piotr Kocjan. W rozmowie pojawiło się wiele wątków osobistych, ja sobie pozwolę zwrócić uwagę na jeden: że dobrze wyjść do ludzi z tym, co się pisze, dobrze jest działać, zamiast siedzieć (jak nie przymierzając ja teraz pisząc ten tekst, który nie idzie i nie idzie) na tyłku, bo to w gruncie rzeczy mało produktywne. Nie wymyśliłem, co prawda, jeszcze sposobu na to, jak regenerować formę fizyczno-psychiczną, kiedy się coś skończyło, a chciałoby się zacząć coś nowego. Na koniec Magda Zybowska przedstawiła bajkę autorstwa Piotra.
W wystąpieniu Marka Porąbki moją szczególną uwagę zwróciło pierwsze pytanie: czy ktoś jest z nami, gdy wszyscy są przeciwko nam, przypominające mi treścią publiczne pojawienia się Pawła Teclafa (tak, trolluję). Irena Dukalska zaprezentowała się jako osoba tryskająca optymizmem, a Mariusz - jako dociekliwy dziennikarz.
Moje własne wejście (od 2:06:20), jak już wspomniałem, stało pod znakiem problemów z doborem repertuaru. Tym razem obyło się bez utworów cudzych, wyłącznie własne odczytałem, cieszy mnie bardzo i zarazem nieco zaskakuje bardzo pozytywny odbiór poświęconego miłośnikom gór Ogniska (tekst powstał przed paroma laty na przełęczy Przysłop Potócki; swoją drogą - dawno tam nie byłem). Kolejnym utworem było Pożegnanie Sosnowskiego, wiersz o muzyku, którego twórczość dostarczyła mi niezapomnianych wrażeń przed dwoma laty. Jego Deszcz, Dalej czy Niedaleko stąd nadal mi towarzyszą. To był dobry człowiek. I jeszcze Karolina. A potem na scenę wyszedł z gitarą Mateusz Szczurek i zaczął swój recital.
Jak zwykle trzeba było wcześniej kończyć, rozkład jazdy PKP jest nieubłagany. Dlatego moje wpisy zazwyczaj kończą się tam, gdzie akurat wybiła 21:10-20. Ciąg dalszy odsłuchuję, ale, niestety, nie może on mieć już charakteru osobistego przeżycia. Jeszcze krótka rozmowa z Olimpią, ostatni rzut okiem i uchem na koncert w sali obok i nadszedł czas pożegnania z Efemerią... przynajmniej do 2 marca, a o tej wizycie napiszę w kolejnej notce.
Powrót do domu przebiegał w bardzo spokojny sposób, bez problemu zdążyłem na pociąg, bez problemu dojechałem i bez problemu dotarłem do domu. Po drodze czytałem sobie Czarodziejkę z Florencji Salmana Rushdie'ego, na kartach której sceneria włoskiego miasta w niesamowity sposób przenika się z dziejami barwnego dworu mogolskiego cesarza Akbara. Żywość opisu pobudzającego wyobraźnię, fantazja autora wprowadzającego do realnej historii postać z pogranicza snu, połączenie dziejów tajemniczego miasta ze sposobem oglądu kraju przez władcę czynią tę powieść niezwykle wciągającą.
Powrót do domu przebiegał w bardzo spokojny sposób, bez problemu zdążyłem na pociąg, bez problemu dojechałem i bez problemu dotarłem do domu. Po drodze czytałem sobie Czarodziejkę z Florencji Salmana Rushdie'ego, na kartach której sceneria włoskiego miasta w niesamowity sposób przenika się z dziejami barwnego dworu mogolskiego cesarza Akbara. Żywość opisu pobudzającego wyobraźnię, fantazja autora wprowadzającego do realnej historii postać z pogranicza snu, połączenie dziejów tajemniczego miasta ze sposobem oglądu kraju przez władcę czynią tę powieść niezwykle wciągającą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz