Translate

niedziela, 13 października 2024

Pięć miesięcy przerwy i wystarczy. Ephemeros XIV, Kraków, 12.10.2024

Dawno już nie jeździłem na spotkania literacko-muzyczne do krakowskiej Efemerii. Zastanawialiście się, jak czuje się człowiek po pięciomiesięcznej przerwie? Nie wie, czego oczekiwać, jakie będzie przyjęcie i jego własny odbiór, czy dalej będzie mu się chciało tworzyć, spotykać z innymi twórcami i razem budować społeczność. Generalnie więcej było we mnie obaw niż radości, kiedy odpowiedziałem na ogłoszenie Efemerii, Michała Krzywaka i Janusza Andrzeja Wieczorka o kolejnej imprezie z cyklu EphemerosPoprzednim razem odwiedziłem dawną stolicę Polski 4 maja i już wtedy miałem poczucie wypalenia twórczego, zmęczenia materiału, niepewności co do kierunku, w jakim moja twórczość powinna podążać. Chciałem zacząć prace nad utworami prozatorskimi, a przynajmniej zastanowić się nad nimi, poplanować, skończyło się na jednym szkicu i kilku luźnych pomysłach. Jednym zdaniem: wszystkiego miałem dość. 
Nie oznacza to, że w trakcie tych kilku miesięcy przerwy nic się nie działo. Poszedłem na spotkanie literackie w Gliwicach mające przypomnieć twórczość Ginczanki (Biblioteka), na spotkanie ze znanym poetą (kawiarnia; katastrofa, dlatego nie było o tym osobnego wpisu), prezentowałem teksty podczas pobytu w Giżycku, brałem udział w Festiwalu Wschodzącego Słońca (Biblioteka), a od drugiej połowy sierpnia zacząłem znów pisać (po prawdzie to niewiele z tego skończyłem, ale utwór o niesamowitych krajobrazach za Łomżą, reminiscencja wyprawy sprzed 4,5 roku, jest już gotowy). A, wreszcie powódź na południu Polski okazała się znakomitym bodźcem twórczym. Aż wreszcie zadecydowałem: czas wrócić do kontaktów z ludźmi, sprawdzić się na scenie. 
Nabyłem bilet w przeddzień Ephemerosa XIV, tak długo bowiem wahałem się, czy wziąć udział w imprezie. Spotkała mnie zresztą niemiła niespodzianka: według nowego rozkładu ostatni pociąg z Krakowa odjeżdża już o 21:30, przez co pobyt na Karmelickiej trzeba skrócić do minimum (około 2,5 godziny; odjazd o 4:10 budzi zgrozę; nie te lata). Wszystkie dokumenty nabyłem przez internet - nawet człowiek taki, jak ja, przekonał się do korzyści z ułatwień w załatwianiu spraw drogą elektroniczną. Jechałem w pociągu bezprzedziałowym, obok pani, która zdjęła buty na trasę. Ciekawe, czy jakbym ja publicznie ściągnął trepy, to też spotkałoby się to ze zrozumieniem. Pewnie nie. 
Spożyłem posiłek w dworcowym Olimpie i poszedłem w stronę Rynku. Dzień chylił się ku końcowi. Chyba najwięcej fotografii z Krakowa, obok ludzi na scenie, przedstawia właśnie niebo po zachodzie słońca. W Efemerii natknąłem się od razu na znajome twarze: Michała Krzywaka, Janusza Andrzeja Wieczorka, gospodynię Katarzynę Marszałek, Michała Killińskiego, słowem - ludzi zaangażowanych w budowanie społeczności literackiej w Krakowie. Ściągali i inni, pojawiła się niemała grupa osób całkiem mi nieznanych. 
Przed występem rozmawiałem z ludźmi na różne tematy, m.in. o improwizowaniu narzędzia, kiedy jest potrzebne (szkoda, że tego nie widzieliście, znaczy improwizacji, nie rozmowy), zamówiłem sobie zieloną herbatę (nie było Spokoju w sytuacji, kiedy tylko spokój może nas uratować!), usiadłem na wprost sceny. 
Michał i Janusz, w roli Starych Grzybów (cudne koszulki!) wyszli na środek i zaczęło się! Była 19:15. Może warto napisać coś o formule: twórcy prezentują się przez 5 minut (co generalnie zależy od liczby występujących), czytają/deklamują/grają/śpiewają, co chcą i rozmawiają z naszymi mistrzami. Z uwagi na ograniczony czas i to, że później zaprezentować miał się raper pod szyldem Error 404, znany też jako Młody Goh. Bisów nie przewidziano. Dominowały miniatury. Przybyło wielu twórców z innych miejscowości niż Kraków: z Katowic, z Gliwic (ja), ze świętokrzyskiego. Pojawiali się kiedyś i ludzie z Tarnowa, Rzeszowa, Skarżyska-Kamiennej, Łodzi, Częstochowy, Zagłębia Dąbrowskiego, a nawet Polonia... Aha: brak jakichkolwiek list, ustaleń, pełen żywioł w znanych ramach. 
Wśród czytających znaleźli się m.in. Radek Bicz reklamujący swoją Księgę trzecią, a także niegdysiejszy organizator Poezji i Herezji (pamiętam Cafe Szafe!), czyli Michał Killiński; Michał wykorzystał okazję, by zastąpić swojego imiennika Krzywaka w roli organizatora, kiedy tamten udał się do baru po piwo (ale wrócił); pojawiła się Kasia Mi Pawłowska. Tobiasz Kruk trollował (kiedy on nie trollował? Lubię ten humorystyczny akcent). 
Pojawili się też liczni debiutanci, m.in. śpiewająca Milena Sowińska (właśnie ona przyjechała z Katowic), kilka innych pań, generalnie ludzie nieśmiali jeszcze, niepewni, ale mający coś do powiedzenia. Wybaczcie, że nie pamiętam słów, ale ja nawet swoich tekstów nie pamiętam (zapisuję w chmurze i stamtąd je biorę; kartki zarzuciłem). Pamiętam za to, że rozmawiało się bardzo przyjemnie, generalnie ludzie ciekawi. Nazwiska pojawią się na pewno na grupie. 
Na koniec wystąpił ów raper Młody Goh (kiedy przyszedłem, wspólnie z Kasią i Januszem testowali słabo działający mikrofon - udało się coś poprawić). Człowiek z początku zdawał się nierozgrzany, ale, jak już zaczęło się dziać, to było bardzo fajnie, a ja musiałem wyjść i w sumie nawet nie zamieniłem z nim słowa (nie wiem, o czym, ale pewnie doszlibyśmy do porozumienia). Sporo ludzi przyszło. 
A potem nadeszła pora powrotu. Serio, jestem bardzo zadowolony z tego wieczoru, wyszło dużo lepiej niż się spodziewałem. I myślę, że 9 listopada wpadnę znowu. Droga do Gliwic upływała pod znakiem lektury (czytałem o czasach napoleońskich okropnie napisaną książkę, pała za stylistykę!), kontroli biletowej (paru podróżnych "zapomniało" podbić legitymację czy poszukać konduktora), chłodu (koło 23 już jest zimno), dosyć szybkiego spaceru przez Gliwice. Ciąg dalszy nastąpi we wtorek podczas audycji Bigos i w sobotę, na Odysei Poetyckiej w Sosnowcu, o czym będę pisał. 

Publikuję tutaj obydwa utwory, które zaprezentowałem podczas wieczoru: Koniec lata (cyfra III odnosi się do kolejnej już, trzeciej jego wersji; lekko rozbawiło mnie pytanie jednej z debiutantek, czy nawiązuje do Chłopów; nie, ja myślałem tylko o tym, co widziałem na ogródku) oraz Most na rzece Problemce (nawiązujący do sytuacji powodziowej na południu Polski). Teksty innych utworów będzie można przeczytać na facebookowej grupie Ephemeros, gdy tylko współtwórcy wieczoru prześlą je do adminów.

Koniec lata III

I rozlał się ogień po wschodnim horyzoncie,
i znów wiotkie cynie zapłonęły czerwienią.
Malwy, róże w tanach z wiesiołkami w trójkącie,
ceiki, pawiki kolorami się mienią.

Dumne, stare lipy, promieniami oblane,
kołyszą się lekko, a czas płynie powoli.
Wilgocią zaciąga rześki, miły poranek.
Nie dbam, kto mnie woła i nie czuję, co boli.

O siódmej mrocznieje. Zbliża się koniec lata.
Nadchodzi czas słoty, długich wieczorów z książką.
Wiatr wrześniowy dywan z mokrych liści wyplata.

Ostatni to dzień, by przyjrzeć się osim prążkom,
jutro świat utonie w brązach, czerniach i w matach.
Przysychają chabry, karoteny się sączą.
21.09.2024


Most na rzece Problemce
Rzeka Problemka z gór szumnie wypływa.
Mała, lecz wartka, srebrzysta jej grzywa.
Gna naprzód muły, energię, kłopoty,
liść niesie złoty.

Z łoskotem spada w zieloną dolinę,
poi osiedla, las i dalej płynie.
Piękna jak bajka, głos ptasich świergotów,
lecz groźna z boku.

Na lewym brzegu osadza zwątpienie,
prawy zaś żłobi żółciowym kamieniem.
A w głównym nurcie przeglądam swoją twarz.
Pytam: jak się masz?

Nad rzeką mostek drewniany, sprawdzony.
Łączy dwa miasta, dwa światy, dwie strony.
Jeśli się zarwie od wody wezbranej,
co nam zostanie?

Burzy się strumień, deszczami podlany,
jak lęki, złości zerwały się tamy.
Pękła wpół kładka, napięły też więzi,
ściany, gałęzie.

Odcięte domy, a drogi podmyte.
Ktoś utknął bez słów, woda z apetytem
pożera włości, ktoś z góry woła:
most odbudować!

Zderzenie ładu, spraw drobnych, podręcznych
z groźnym żywiołem, co w mig potok piętrzy.
Harmonia krucha, ulega bezsile,
wylew trwa chwilę.

Kładka z rąk ludzkich, niesionych potrzebą,
musi być twardsza niż dębowe drzewo.
Bądźmy tym mostem: groszem, stopą, słupem,
stwórzmy coś w grupie.

Deszcz nagle zamilkł, stan z wolna opada.
Odeszli gapie, pozostał bałagan.
Teraz w nas siła: żeby nie zapomnieć,
patrzeć przytomnie.

Cisza nad pracą, nad górskim uboczem,
które lśni zwykle klimatem uroczym.
Rzeka Problemka, ten maleńki strumień,
wciąż naprzód sunie.
4.10.2024


Kraków, Rynek, dni coraz krótsze. 

Stare Grzyby - Janusz Andrzej Wieczorek i Michał Krzywak, organizatorzy imprezy. 

Radosław Bicz zaprezentował swoje miniatury. 

Ciągle spotykam nowe twarze, ciągle te spotkania się rozwijają! 

Katarzyna Mi Pawłowska. 

Tobiasz Kruk, czyli trolling na żywo. 

Scenki rodzajowe z życia marginesu mają moc przyciągania! 

Początki, początki... przed debiutem dreszczyk, po debiucie? Poczucie, że jest dobrze. I śpiewnie. Milena Sowińska. 

Michał Killiński, łobuz jeden, postanowił podsiąść prowadzącego. 

Dziękuję za uwagę i do poczytania! 

P. S. Aha, skoro tekst się pojawił, to wiedzcie, że awaria już usunięta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz