Translate

sobota, 30 listopada 2024

Najlepiej odpoczywa się w literackiej kawiarni. Ephemeros XV, Efemeria, Kraków, 9.11.2024

9 listopada 2024 roku wybrałem się na Targi Książki w Katowicach. Nie będę o nich samych pisał, później pojawi się za to post o książkach, które nabyłem, to ciekawsze. Bezpośrednio z Targów udałem się w stronę katowickiego dworca, żeby stamtąd przemieścić się na Ligotę – remont sieci kolejowej w okolicach głównej stacji powoduje, że pociągi do Krakowa kierowane są właśnie przez południową dzielnicę, co dostarcza dodatkowych atrakcji ludziom takim jak ja, którzy potrafią się zgubić na prostej drodze. Ruszałem na spotkanie literacko-tym razem niemuzyczne z cyklu Ephemeros w kawiarni Efemeria z prowadzeniem duetu Stare Grzyby. Autobus nr 154 zatrzymał się na ul. Panewnickiej, a stamtąd na stację prowadziła prosta droga. Było mroźnie. Podróż do Krakowa minęła bardzo spokojnie, niewiele się działo. W samej stolicy Małopolski byłem praktycznie punktualnie, zjadłem posiłek i powędrowałem w stronę ul. Karmelickiej (za zimno, żeby spacerować po mieście). Dotarłem do Efemerii po 18 zastanawiając się przez całą drogę nad tym, jak to jest, że można po latach odnowić sympatyczną, wydawałoby się już zapomnianą znajomość właściwie tak, jak gdyby nie było żadnych przerw w kontaktach, a można też zupełnie stracić kontakt z osobami długo znanymi, bo te zwyczajnie nie chcą rozmawiać z kimś myślącym inaczej niż one. Gdybym myślał w podobny sposób, byłbym zawsze i wszędzie sam.
Nie zatrzymywałem się tym razem w Rynku (bo ten mróz...), a w Empiku nie znalazłem czegoś, co miałbym ochotę nabyć. Poszedłem dalej. Po drodze (już mi się zatarło, czy w jedną, czy w drugą stronę czy w obie) zaczepiali mnie ludzie, żebym wstąpił do któregoś z klubów, odmawiałem.
Na miejscu zastałem radosne twarze organizatorów Ephemerosa: Michała Krzywaka i Janusza Andrzeja Wieczorka, Macieja Krycha razem z nimi, zauważyłem też gospodynię Katarzynę Marszałek. Stopniowo schodzili się też inni ludzie, wśród których nie brakowało debiutantów (nic tak nie ożywia spotkań literackich, jak nowe, aktywne osoby).
Pojawili się m.in. częstochowianka Alicja Stępniewska-Nawaratne, Tobiasz Kruk, Teresa Oleś-Owczarkowa czy też intrygująca młodzież, którą reprezentował Apollo Bujak. Wytworzył się bardzo przytulny nastrój, także dzięki pysznej, efemerycznej herbatce. Obsługa zawsze na wysokim poziomie. Pozwolę sobie nie wklejać poezji, a jedynie podlinkować stronę, na której Maciej systematycznie zamieszcza kolejne utwory prezentowane podczas Ephemerosów przez różnych autorów i chwała mu za to!
Nie było tym razem koncertu, na koniec jedynie Rip-Rap demonstrował swoje umiejętności w rapowaniu do podkładu i wychodziło mu to całkiem nieźle, tym bardziej, że przyciemnienie sprzyjało wsłuchiwaniu się i wczuwaniu w nastrój. Tu mi się przypomniał znany z internetu kolega z Bełchatowa Jacek, który na forum muzycznym Devotees prowadził szeroko zakrojoną kampanią na rzecz oswajania ludzi z rapem (a także soulem, jazzem, generalnie małoklubową muzyką, ale nie tylko). I po iluś próbach odniosłem wrażenie, że coś tam załapałem, 
Aha, i jeszcze jedno: rzadko wspominam o jednej z czołowych postaci środowiska Efemerii, Cecylii Kozielskiej. Krótka rozmowa z nią utwierdziła mnie w przekonaniu, że wyjazd do Krakowa zaraz po katowickich Targach Książki to był znakomity pomysł, a sam wieczór trzeba uznać za bardzo udany. Ale, cóż, żeby się o tym przekonać, należało zadziałać. I to jest tajemnica udanych spotkań, kontaktów, akcji: nie wystarczy pomysł, trzeba i zapału.
Wracało mi się bardzo spokojnie, choć zmęczenie w nogach dawało znać o sobie. Najbardziej cieszyły mnie trzy rzeczy: udane zakupy na Targach Książki, udany wieczór w Efemerii, wolna niedziela, ale i wolny poniedziałek. Zazwyczaj cieszymy się z drobiazgów, dzięki którym życie wydaje się łatwiejsze, przyjemniejsze, dzięki którym można nabrać sił do podjęcia nowych wyzwań. 

Dodam, że to ostatni mój Ephemeros w tym roku. Kolejna bowiem edycja odbędzie się w dniu 14 grudnia, a ja wtedy zamierzam uczestniczyć w III Gliwickim Festiwalu Szachowym. Pozostaje mi tylko życzyć uczestnikom udanego spotkania. I do zobaczenia już w roku 2025. 

Zaprezentowałem trzy utwory: listopadowa aura, niedawne Zaduszki sprzyjały zastanowieniu się nad osobami, które odeszły. Dlatego też odkurzyłem dwa utwory: bodaj ostatni z cyklu trioletów, którego nigdy nie przedstawiałem, czyli Grób pod brzozą (sceneria miejsca pochówku dziadków) oraz starą, mającą korzenie aż we Francji Czaszkę (trawestację pewnej kościelnej inskrypcji). Dwie miniaturki na początek pozwoliły dorzucić na koniec inspirowaną książką Thorkilda Hansena o osiemnastowiecznej wyprawie do Arabii pt. Arabia Felix oraz sandrową Hiroshimą Tajemniczą krainę. Cały czas mam gdzieś w pliku niedokończoną dłuższą wersję, może kiedyś ją zrealizuję, na razie mam inne priorytety. W każdym razie podoba mi się ten sposób obrazowania, minimalizm nie jest dla mnie. A skoro lubię historie, to czas spróbować sił w dłuższej prozie.

 
Grób pod brzozą
Niedawno szukałem grobu pod smukłą brzozą,
lecz jej już nie stało, było zimno i wietrznie.
Piętna jak mleczaki: w przeszłość, w bezczas odchodzą,
jak gesty, spojrzenia wspominane pod brzozą.
Patrzę ze spokojem, wśród kępek trawy brodząc,
na płytę odświętną i próbuję ją przetrzeć.
Wiem, że nie przyklęknę więcej pod smukłą brzozą.
Rośnie we mnie płomień, choć jest zimno i wietrznie.
7.11.2021

Czaszka
Niegdyś mieściłam się w głowie dziewczyny
goniącej za Słońcem. Lubiła kwiaty;
zbierała je z werwą do kapelusza.
Ale, gdy ciało przyjęły rośliny,
minęła chwila, która miała wzruszać.
Przybrałam swe zwykłe wapienne szaty.
13.05.2012

Tajemnicza kraina
Raj rozległy, gór pełen, rzek, słodkich wonności,
w którym dobro, szczęśliwość podróżnych witają,
sny uczonych i prostych miękkim jutrem mości.
Jaźń naiwnych iluzją oplata jak pająk.
Świat się karmi legendą: ta wiecznie jest żywa.

Tajemnicza kraina niezbadanych bogactw,
baśń tysiąca obietnic i dramat dusz wielu.
Wizja sielska, myśl szybka, ale podróż droga.
Spośród chętnych nieliczni dotarli do celu,
lecz utarła się nazwa: Arabia Szczęśliwa.

Szli więc rzymscy żołnierze dzierżący broń twardą,
oświeceni Duńczycy, zachłanni wędrowcy.
Gaśli w ciszy, żegnani przez słońce pogardą
w kraju wielkich nadziei, bezwzględnym dla obcych.
A świat nazwę pamiętał: Arabia Szczęśliwa.

Wrócił wreszcie odkrywca; wniósł zbiór map i rycin,
opowiedział o biedzie, malarii i piaskach.
Król wysłuchał, zapomniał, noc przyszła, szum przycichł.
Od pustyni Jutlandia lepsza - wszakże własna.
Już Jemenem świat cały Arabię nazywał.

Skoro mieczem nie wzięta, w księgach pospolita,
w mitach zblakłych zmarniała jak liście jesienią,
gdzie wyśniona kraina, która miodem wita?
W słońcu cynie rąk moich barwami się mienią.
Pora wrócić do miejsca, gdzie się czas zatrzymał.

Czym są skarby prawdziwe, jeśli nie zdobyczą?
Pragnę dociec, nim wieczność spyta: co znalazłeś?
Syty przygód odpowiem, drobne kwiaty licząc:
dzień się zbliża do końca, a oto są gwiazdy.
Może to właśnie szczęście? Tajemna kraina?
16.09.2023


Wszystkie fotografie mojego autorstwa: 



















Dziękuję za uwagę, do poczytania! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz