Przypadków polskiej doktorki i okulistki część II
W drugiej części tekstu przyjrzymy się mężczyznom w życiu naszej podróżniczki. Zobaczymy, kim byli (i ilu ich było), czym szczególnym się cechowali i jak sprytnie owijali sobie Pilsztynową wokół palca. Przy okazji: przyszło mi do głowy, że w poprzednim tekście brakowało bezpośrednich cytatów z dzieła, zamierzam więc brak ten nadrobić. I ostatnia sprawa: pojawi się jeszcze część trzecia, poświęcona samej kulturze odwiedzanych przez lekarkę krajów.
Przygody Pilsztynowej natury miłosnej
W drugiej części tekstu przyjrzymy się mężczyznom w życiu naszej podróżniczki. Zobaczymy, kim byli (i ilu ich było), czym szczególnym się cechowali i jak sprytnie owijali sobie Pilsztynową wokół palca. Przy okazji: przyszło mi do głowy, że w poprzednim tekście brakowało bezpośrednich cytatów z dzieła, zamierzam więc brak ten nadrobić. I ostatnia sprawa: pojawi się jeszcze część trzecia, poświęcona samej kulturze odwiedzanych przez lekarkę krajów.
Przygody Pilsztynowej natury miłosnej
Nie
miała szczęścia do mężczyzn, choć ślub brała (przynajmniej)
dwukrotnie. Pierwszy mąż, Halpir, był od niej dużo starszy,
wyznawał inną religię, a pożycie nie układało się najlepiej z
powodu wielkich różnic
między małżonkami. Odegrał jednak ważną rolę w życiu młodej żony, gdyż mnie zostawił pajzana doktora, aby mnie przyuczył doktorstwa i zostawił mnie księgi doktorskie (...), herbarz i innych książek. I mnie ten doktor (...) nauczył wyśmienicie recepta, perskrypcje po łacinie pisać ze znakami doktorskimi i zioła mało nie wszystkie, co wchodzą do lekarstw po łacinie, i co można było z dobrych perskryp[cji] naróżne defekta dał mnie (...) I zmarł Halpir po kilku latach na bliżej nieokreśloną
chorobę, pozostawiając po sobie córkę Konstancję. Wychowywała
się ona na dworze Ludwiki Potockiej, by w końcu wyjść za mąż za
niejakiego Antoniego Ostrowskiego.
Kolejnym
adoratorem pani (wówczas) Halpirowej był Józef
Rakoczy, awanturnik rodem z Siedmiogrodu, syn księcia Franciszka II
(znanego z podnoszenia rebelii przeciw cesarzom habsburskim). Ten z
kolei nie był naszej lekarce równy stanem, ponadto prowadził się
źle, dlatego też kobieta odrzuciła jego zaloty. Książę
postanowił się wówczas zemścić i oskarżyć ją o zdradę i szpiegostwo, a doktorkę od niechybnej
śmierci uratował przypadek: otóż w Ruszczuku (dzisiejsze Ruse w
Bułgarii), gdzie się znajdowała, zachorował ciężko syn
podskarbiego dworu osmańskiego. Jego ojciec usłyszał o "dobrej
doktorce", która mogłaby pomóc i po udanej kuracji wstawił
się za nią.
Drugim
mężem lekarki został wykupiony przez nią z niewoli tureckiej
Austriak, oficer Józef
Fortunat pochodzący z miasta Pichelstein w Karyntii (nazwę tę
nieznająca dobrze pisowni niemieckiej autorka przekształciła na
"Pilsztyn"). Był człekiem rozumnym, dobrej edukacji, był w szkołach rzymskich, w (...) wiedeńskich i na to miał dyploma z pieczęciami. Trzeźwy, posłuszny, cichy i pobożny mnie się pokazał. Widać, że dla naszej pani najważniejsze było wykształcenie, a także wstrzemięźliwość od alkoholu (temat ten wraca na kolejnych kartach dzieła). Niestety, miłe złego początki. Jego postępowanie po ślubie małżonka
określiła krótko: jak się ożenił, tak się odmienił.
Dał się poznać głównie jako człowiek łasy na pieniądze żony,
rozrzutny i nieodpowiedzialny. Regina Salomea urodziła mu dwóch
synów: Franciszka Ksawerego i Stanisława (ten drugi zrobił później
karierę posła polskiego do Turków). Gdy Józef w swoim
marnotrawstwie i jawnej niechęci do ślubnej przebrał miarę (także
biorąc sobie kochanki), ta w końcu zostawiła go. Skoro jednak zwracał się do żony w ten sposób - poradzę ci, moja żono, wszystkich bied i niedostatków razem się zbędziesz. Kup sobie za trzy grosze arszeniku i otruj się, to ani połogu, ani mamki nie trzeba (sic!) - to trudno, żeby takie małżeństwo przetrwało.
Zaczął
się najbardziej chyba nieszczęśliwy okres w jej życiu, związała
się bowiem z niejakim "amoratem" (czyli ukochanym, nie
dane nam poznać jego nazwiska), który,
podobnie jak Pilsztyn, szybko okazał się nie tym, kogo udawał.
Zajmował się on przede wszystkim wyciąganiem ogromnych sum
pieniędzy od Pilsztynowej, która niejednokrotnie sama mu je
wręczała z niewiarygodnym wprost zaślepieniem. Rozkręcane w ten
sposób "interesy" zawsze kończyły się kompletną klapą, szczególnie że najprzód źrebię komu [sprzedał] za kilka złotych, a przede mną mówił, że wilcy zjedli. Przygody
z "amoratem" utwierdzają nas w przekonaniu o
autentyczności zawartych w pamiętniku wiadomości (przefiltrowanych
przez czasami słabo orientujący się w różnych
zawiłościach np. politycznych umysł autorki). Gdyby bowiem chciała
coś zataić lub przeinaczyć, uczyniłaby to przede wszystkim z
opisem relacji z chciwym i bezczelnym awanturnikiem, który w pewnych
szczegółach jest wprost ośmieszający. Dotyczy to zwłaszcza
historii związanej z Franciszkiem Pilsztynem, starszym synem Reginy,
który zmarł wskutek zaniechania opieki nad nim przez "amorata": dziecię zamykał do ciemnego sklepu przez trzy miesiące i zapominał o nim, że mu czasem we trzy dni ledwie chleba dawał i tak to dziecię na gołej ziemi leżało, przestraszyło się, spuchło i z tego umarło.
Co jeszcze ciekawsze, wydarzenie to wcale nie spowodowało ustania
stosunków między parą.
Koniec
końców
znajomość ta zakończyła się pomyślnie (pan zniknął z życia
pani, gdy stracił jeszcze więcej pieniędzy), a doktórka - spotkała kolejnego podobnego jegomościa,
określonego tajemniczymi inicjałami I. M. C. Z. Ostatecznie jednak
i od niego zdołała się uwolnić. Pozostaje nam tylko jedno ale -
nie sposób ustalić, dlaczego pod dedykacją dla hetmanowej Ludwiki
Potockiej lekarka podpisała się jako Makowska. Być może zawarła
kolejny związek małżeński (ale przecież z Pilsztynem się nie
rozeszła, przynajmniej oficjalnie nic o tym nie wiemy; umarł? jeśli tak, to kiedy?), o
innych powodach trudno nawet spekulować.
Literatura: jak powyżej; wszystkie cytaty za pamiętnikiem Pilsztynowej z podanego wydania.
Skomplikowane te cytaty w swoim zapisie. Tak to z tymi facetami jest... jak widać od pokoleń tylko oszukują i nic więcej. Z podobaniem przeczytałam. Mała sprawa interpunkcyjna. "oficjalnie nic o tym nie wiemy; umarł? jeśli tak, to kiedy?" po słowie "wiemy" dałabym dwukropek a nie średnik :)
OdpowiedzUsuńEch, znam Cię od tej strony, czy ty czasem w jakiejś redakcji nie pracujesz? Wszystkie cytaty napisałem kursywą. W cudzysłowach są moje własne sformułowania.
OdpowiedzUsuńTak, jak się czyta ten pamiętnik (ja go mam na półce), to szybko dochodzi się do podobnych wniosków. Mogę jedynie przypuszczać, że pani doktorce brakowało doświadczenia życiowego (o czym świadczy choćby informacja o wieku, w jakim wyszła za mąż), za to jej bogactwo przyciągało tych, którzy chętnie by je przehulali.
Warto znaleźć tę pracę i samemu się z nią zapoznać, to dość lekka lektura (pomijając język staropolski i czasami dziwaczną składnię).
Nie pracuję w redakcji... chociaż to ciekawa sprawa :) Jeśli znajdę czas i chęć i w ogóle gdzieś znajdę, to chętnie owe dzieło poczytam :)
UsuńI resztę wpisów też przeczytam, jak znajdę czas :)
No tak... Ten pamiętnik znalazła moja mama w antykwariacie. Na pewno też w bibliotekach się znajduje. Dziękuję za odwiedziny. :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, ja teraz zacząłem publikować na poezja.org (w sumie to z powrotem) pod znanym pseudonimem. Również zapraszam.