Tegoroczny wyjazd do stolicy Mazur dostarczył mi wielu nowych wrażeń. Jeśli pominę kwestie towarzyskie, które pozostawię dla siebie i osób zainteresowanych, to i tak pozostanie wiele do omówienia. Nieco skrótowo, z konieczności, potraktuję opis atrakcji, lepiej pisać krócej, a bardziej treściwie.
Samo centrum miasta nie zmieniło się jakoś szczególnie od mojej ostatniej wizyty (może z wyjątkiem tego). Zadbany Pasaż Portowy, kwitnące kwiaty w donicach i letnie słońce tworzyły przyjemną otoczkę. Jakkolwiek sporo pospacerowałem po samym Giżycku, to gwoździe programu podróży mieściły się poza jego centrum.
Jedną z atrakcji, które stanowią o uroku Mazur, są liczne plaże. Wielką przyjemność sprawia mi zawsze odkrywanie coraz to nowych, czasem dość dzikich miejsc do kąpieli (czasem zresztą wystarczy tylko poobserwować, nie trzeba od razu wypływać na środek jeziora, zwłaszcza kiedy akurat się ściemnia). U dołu znajdziecie jedno ze zdjęć wykonanych na małej plaży we Wronce (to ten nocny widok na jezioro). Bardzo płytka woda, długo utrzymująca się dość wysoka temperatura i mnóstwo komarów - to specyfika tegorocznego plażowania.
Ciekawymi miejscami do odwiedzenia są także muzea. Akurat w tym roku nadarzyła się wspaniała okazja do pogłębienia wiedzy w zakresie historii militarnej, przyjrzenia się uzbrojeniu i wyposażeniu lotników z okresu II wojny światowej. Nieopodal Kętrzyna od niedawna (ściślej: od ubiegłego roku) znajduje się filia Muzeum Dywizjonu 303 im. ppłk. Jana Zumbacha (na lotnisku Kętrzyn-Wilamowo). Zgromadzono tam liczne elementy wyposażenia żołnierzy walczących stron (wiele przedmiotów będących w użyciu w Luftwaffe, m.in. lazaretów i namiotów sztabowych), pojazdy bojowe i samoloty (zrekonstruowane często nawet w 80% z materiałów oryginalnych, jak opowiadał przewodnik). Są i przedmioty francuskie, anglosaskie, polskie i japońskie. Znajduje się tam także bardzo wdzięczny w użyciu symulator lotu (warunków, w jakich znajduje się pilot samolotu bojowego). Zwiedzanie muzeum zakończyły nadciągające nad obiekty deszczowe chmury (niestety, nierzadkie tego mazurskiego lata). Poniżej podaję przydatne linki, bo miejsce jest bardzo ciekawe i niewątpliwie warte odwiedzenia:
Po zwiedzeniu ciekawego obiektu i poszerzeniu swojej wiedzy dobrze jest, dla odmiany, spędzić kilka chwil samemu. Można w tym celu przespacerować się którymś ze szlaków pieszych. Jeden z nich prowadzi nad chłodne i głębokie jezioro Kisajno (głębokie z punktu widzenia tego, kto ma do czynienia z małymi dziećmi, bo w niewielkiej odległości od brzegu dno leży aż 5 metrów pod powierzchnią wody) od boku, tj. nie od głównej plaży przy ośrodku sportu, ale od strony Kanału Giżyckiego. Zawsze zbiornik ten wzbudza we mnie uczucie melancholii, kojarzy się z chłodem, ciemnymi barwami, podobnie jak wspominane już tutaj przeze mnie niegdyś szczecińskie jezioro Głębokie. Dwa odległe miejsca, a jakże podobne.
Wrażenie cieplejsze, bliższe, także za sprawą jaśniejszych barw wywołuje za to Ścieżka św. Brunona, która prowadzi spod hotelu jego imienia i dawnego krzyżackiego zamku do znanej żeglarskiej, wypoczynkowej, otoczonej przez pełne malinowych krzewów lasy miejscowości Wilkasy. Przejście piechotą zajmuje mi około godziny i dwudziestu minut (bo z końcem ścieżki nie kończy się wędrówka). Można podziwiać krzyż ustawiony ku pamięci działalności świętego, spojrzeć w dal na jezioro Niegocin czy po prostu przespacerować się w ciszy z rzadka przerywanej przez lubiących tę drogę motocyklistów.
Główne atrakcje Wilkas znajdują się nad brzegami jeziora: przystań żeglarska, plaża z licznymi knajpami czy amfiteatr. W tymże właśnie obiekcie miałem pewnego popołudnia okazję obejrzeć ponad 100 motocykli, które zjechały specjalnie na tę okazję oraz sympatyczny koncert pań z miejscowego domu kultury śpiewających po polsku piosenki słynnej ABB-y. Potem jeszcze wystąpił Tribute to Maanam ze znakomitą Małgorzatą Oleszczuk przy mikrofonie, który mocno rozgrzał atmosferę w okolicy. To było bardzo miłe przeżycie.
Ostatnią rzeczą, która przytrafiła mi się podczas wyjazdu, było spotkanie z pewnym człowiekiem, znanym mi od wielu lat przez internet z pewnego forum. Udało się niezmiernie, cieszę się bardzo, że wpisy w wirtualnej rzeczywistości w końcu przełożyły się na kontakt na miejskim deptaku (Pasażu Portowym). I tego Wam wszystkim życzę: jak najwięcej owocnych kontaktów z ludźmi twarzą w twarz. Do poczytania!
Wszystkie zdjęcia tegoroczne i mojego autorstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz