Translate

wtorek, 26 października 2021

Wreszcie! Znowu w Tarnowskich Górach

W ubiegły wtorek (19 października) w Tarnogórskim Centrum Kultury (TCK) odbyło się pierwsze w nowym sezonie artystycznym spotkanie z cyklu "Podróże ze sztuką", które jak zwykle poprowadził znakomity w swojej roli historyk Jacek Kurek (nikt nie opowiada tak pięknie, bez karykaturalnego patosu, o rzeczach ważnych). Kolejny wykład planowany jest na listopad i, miejmy nadzieję, dojdzie do skutku. Dziś chciałbym Wam opowiedzieć po części o tym przedsięwzięciu, a po części o różnych ciekawych skojarzeniach, jakie ono we mnie budzi. Nawiązywać to będzie do rozlicznych spostrzeżeń samego prowadzącego spotkania. Zapraszam! 
"Podróże ze sztuką" to regularne spotkania, odbywające się (przeważnie) raz w miesiącu, w trakcie których wymieniony wyżej dżentelmen (w tym przypadku nie jest to tylko kurtuazyjne określenie) zaprasza widownię do podróży przez wyobraźnię do różnych ciekawych miast na całym świecie i opowiada o ich kulturze przy pokazie zdjęć, licznych cytatach ze znanych i mniej znanych dzieł literatury oraz dźwiękach nastrojowej muzyki. Atmosfera, jaka się wytwarza podczas tych opowiadań, sprzyja rozmaitym rozmyślaniom. 
Sam dobrze pamiętam mój pierwszy wyjazd do TCK. Był zimny, przedwiosenny wieczór. Aura zdecydowanie nie nastrajała do spacerów po mieście, raczej do tego, żeby usiąść gdzieś w ciepłym miejscu i zatopić się w myślach słuchając przy tym wykładu o Petersburgu, któremu towarzyszyły utwory słynnej rockowej supergrupy Emerson, Lake & Palmer (w skrócie EL&P lub ELP; właściwie była to ich interpretacja muzyki klasycznej Czajkowskiego) i przypomnienie o zmarłym tragicznie Keithcie Emersonie. Slajdy, opowieści, muzyka i cała otoczka ujęły mnie na tyle, że potem byłem już pewien: na kolejne spotkania z tego cyklu na pewno też pojadę (ze wszystkich wyjazdów najtrudniejszy był ten w marcu ubiegłego roku, ostatni przed zatrzymaniem koła kultury, kiedy miałem świadomość, że tego, co nastąpi później - nie wiadomo). Tak wyglądały początki. 
Potem odbyliśmy razem wiele podróży, poznaliśmy się bliżej jako widownia, wspólnie wybraliśmy się za granicę (i to dwa razy! Tu pisałem o Budapeszcie, tu o Złoczowie, a więcej tekstów znajdziecie po kliknięciu w odpowiedni tag), by wreszcie, ostatnim razem, nietypowo, udać się w ślad za mostami, wieżami i karuzelami. Relacje międzyludzkie, potęga człowieka i ciągłość kultury, a w tym wszystkim wiele radości, czyli to, co lubimy. I w tym miejscu może przejdę do myśli bardziej osobistych. Kiedy sobie tak siedziałem w foteliku i słuchałem opowieści, przyszło mi do głowy kilka rzeczy. 
Po pierwsze, epoka węgla i stali to nie jest moja epoka. Nie fascynuje mnie to zbytnio, w sumie nie wiem, dlaczego, ale może to po prostu brak jakiegoś głębszego związku z górnictwem czy hutnictwem robi swoje. Trochę śmieszne, a trochę zastanawiające jest żyć cały czas w okolicach obiektów przemysłowych i poprzemysłowych i nie czuć niczego bliższego w stosunku do czegoś, co przecież wydatnie wpływało i wpływa na krajobraz, co odpowiada w dużej mierze za obecne warunki życia (m. in. straszliwie zanieczyszczone powietrze, jakże odmienne od tego na północy Polski). 
Po drugie, spodobała mi się myśl o szczelinie, którą kojarzymy głównie z zepsuciem się czegoś, z uszkodzeniem, utratą pierwotnego piękna, o szczelinie, która stanowi początek budowy, tworzenia czegoś nowego, co wkrótce - być może - zapłonie pełnym blaskiem. Właśnie za to cenię sobie te spotkania i prowadzącego, za umiejętność zgrabnego opowiadania o światach z pozoru nieprzystających, głębokiego rozumienia tego, co znajduje się dookoła nas (jak na przykład rozmaite ruiny). W tym momencie przypomniał mi się słynny park przy pałacyku nieborowskim, obsadzony gęsto żywopłotem. W jednym miejscu pojawiła się luka w zielonym murze, a w jej miejscu wyrosła potężna, dwumetrowa pokrzywa, roślina raczej niezbyt dobrze się kojarząca, a jakże pożyteczna (np. dla motyli). Osobliwy to krajobraz nieco zapuszczonego labiryntu, do którego wdarła się pierwotna siła natury. 
Po trzecie wreszcie, to, co najważniejsze, czyli ludzie. Miło znów siedzieć w pełnej sali, czuć, że inni ludzie mają tak samo jak my, że też się stęsknili za "Podróżami ze sztuką", za kontaktem ze światem zewnętrznym, nie tylko tym praktycznym, ale też tym bardziej fantazyjnym. Dobrze jest móc poczuć wspólnotę z innymi, choćby tylko przez nieco ponad godzinę, z osobami, które też mają potrzeby kulturalne. 
Piszę o tym tak dużo, bo miło jest mieć jakiś punkt odniesienia, poczucie uczestniczenia w życiu kulturalnym, trochę ciekawszym i innym od tego, które pojawia się przed oczami, gdy tylko otworzymy je rano. Poznawać różnych ludzi, rozmawiać, dowiadywać się różnych rzeczy o świecie. Musi być jakaś odskocznia, a jednocześnie stały punkt programu w otoczeniu, które zmienia się z dnia na dzień. 
Niech nam żyją "Podróże ze sztuką" i ci, którzy uczą, bawią, zajmują. 
Do poczytania! 

Na zdjęciu Tarnogórskie Centrum Kultury. 
Zdjęcie Kai Cyfki ze strony: https://tck.net.pl/o-nas/ (dostęp: 21.10.2021). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz