Translate

sobota, 30 kwietnia 2022

Rzecz o filmowym kryminale - "I nie było już nikogo" na podstawie powieści Agathy Christie

W dzisiejszym odcinku będziemy kontynuować tematykę nakreśloną w poprzednim wpisie. Kiedy wracałem do domu po obejrzeniu Śmierci na Nilu, pomyślałem sobie, że chętnie obejrzałbym stosunkowo niedawną ekranizację innej słynnej powieści Agathy Christie, trzyodcinkowy miniserial I nie było już nikogo (dzieło znane także jako Dziesięciu murzynków, Dziesięciu żołnierzyków). Zapraszam na kolejną przygodę z książkami, filmami, życiem!
Najpierw w kilku słowach nakreślę fabułę utworu. Sierpień 1939 roku. Dziesięcioro ludzi, pochodzących z różnych środowisk, przybywa na Wyspę Żołnierzyków na zaproszenie niejakich państwa Owenów. W trakcie kolacji znienacka odzywa się głos informujący, że każdy z obecnych ma na sumieniu życie człowieka i zostanie za to ukarany. W trakcie rozmowy o tym, co się stało, nagle krztusi się i umiera pierwszy z gości. Pozostałych czeka ten sam los. Im potworniejsza zbrodnia, tym dłużej jej sprawca czeka na ostateczny koniec i tym większe przeżywa męki (z jednym wyjątkiem). Giną zgodnie z treścią kolejnych zwrotek upiornego, dzieciPozostaje pytanie: kto ich zabił? I jak mu się to udało?
Miniserial kryminalny z roku 2015 w reżyserii Craiga Viveirosa, który nawiasem mówiąc obejrzałem jednym ciągiem (i zajęło to niecałe trzy godziny), od samego początku wprowadza atmosferę tajemnicy (czego tak naprawdę chce pan Morris od ludzi, których zatrudnia?), grozy i silnego napięcia między (anty)bohaterami. Duża w tym zasługa scenerii, w jakiej dzieje się akcja: ponurej, nagiej wyspy w ciemnych kolorach (przez większość czasu ciemne, burzowe chmury zasnuwają niebo, a sztormowa pogoda skutecznie uniemożliwia odciętym od świata ludziom ucieczkę) kontrastującej z luksusową, elegancką, jakby niepasującą do otoczenia willą. Ta nuta wytworności, obecnie nieczęsto prezentowanej, to stały rys twórczości pani Christie i dobrze ją tu odwzorowano. Podobnie potworność czynów nijak ma się do scen, w których oglądamy leżące już ciała – nie ma tu brutalności, są krótkie, a treściwe gesty.
Możemy obserwować narastające przerażenie u obecnych na wyspie (np. postępujące załamanie nerwowe doktora-alkoholika, którego wspaniale zagrał Toby Stephens), coraz silniej odzywają się w nich jeśli nie głosy sumienia, to przynajmniej przekonania, że jednak są winni swoich czynów (najdłużej jest to pokazane w przypadku opiekunki-morderczyni małego chłopca, Very Claythorne – świetna rola Maeve Dermody, postaci bardzo niejednoznacznej).
Właśnie ta kontrowersyjność postaci budzi uznanie dla twórców: czy budzi w nas sympatię zimny, wyrachowany Lombard, który bez mrugnięcia okiem przyznaje się do zamordowania afrykańskich tubylców, czy jednak lekki sposób bycia w połączeniu z okrucieństwem czynu każe go potępić? Podobny dylemat mamy w przypadku Emilii Brent. Dzięki temu możemy obcować z postaciami głębokimi, pełnokrwistymi ludźmi, których skaziło na zawsze morderstwo. Nie ma postaci w stu procentach złych (jak ocenić gest sędziego powstrzymujący pannę Claythorne przed wejściem w morze) – podobnie jak w życiu – nikt nie zajmuje się na okrągło planowaniem czy realizowaniem coraz to nowych okropieństw.
Warto jeszcze dodać, czym film się kończy: śmiercią. I tyle. Czyją? I jaką? Obejrzyjcie do końca!
I nie było już nikogo dość wiernie oddaje klimat powieści (z pewnymi przeróbkami) i nadaje się w sam raz do polecenia miłośnikom kryminałów i ogólnie dobrych produkcji. Zawdzięcza to wyrazistym, wyobcowanym przecież postaciom (doskonała rola Charlesa Dance’a jako chłodnego i małomównego sędziego Wargrave’a czy Burna Gormana jako inspektora Blore’a – człowieka czynu, a nie intelektu), przewijającym się wątkom romansowym (Claythorne i Hamilton, Claythorne i Lombard – w książce to ledwie zasugerowano), wartkiej intrydze i chłodowi, jaki towarzyszy obserwowanym wydarzeniom. Bo to w gruncie rzeczy potworne, czego owi literaccy i filmowi (anty)bohaterowie się dopuścili. O tym też pamiętajmy, by nie chwalić zła. Do poczytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz