Translate

poniedziałek, 21 sierpnia 2023

Latem poezja też wypoczywa. Kraków, Efemeria, 19.08.2023

Wakacje letnie nie służą spotkaniom literackim z prozaicznego powodu - większość ludzi jest w rozjazdach i przychodzi stosunkowo niewielu prezentujących swoją twórczość. Dlatego też, niejako na przekór tym tendencjom, nieoceniony Michał Krzywak zdecydował się, we współpracy z gospodynią krakowskiego klubu Efemeria, Kasią Marszałek, zorganizować w dniu 19 sierpnia, o godzinie 19 w sobotę, wieczorek poezji pod nazwą Ephemeros 3. Jak było? Zapraszam do relacji! 
Muszę Wam się do jednego przyznać: zawiesiłem działalność bloga na okres wakacyjny i około wakacyjny, skupiając się głównie na tworzeniu nowych utworów (z których większość znajduje się wciąż w stadium larwalnym). Wróciłem z wyjazdu na Mazury i wcale nie paliłem się do zamieszczania kolejnych notek (dużą rolę odegrały liczne dziwne wejścia na stronę i nabijanie się bezsensownych wyświetleń w wielkich liczbach). Potem jednak pomyślałem, że różne ciekawe przeżycia, sytuacje i krajobrazy zasługują na uwiecznienie, tym bardziej, że nie publikowałem postów o Giżycku w roku ubiegłym. I stało się, poczułem znów zapał do działania. Sądzę, że wiele z kolejnych wpisów będzie poświęconych literaturze i, szerzej, kulturze. 
Ale wróćmy do poezji. Program występu przygotowałem zdecydowanie szybciej niż miało to miejsce przy poprzednich wyjazdach. Stwierdziłem, że skoro mamy lato, to i utwory niech będą letnie i krajobrazowe. Stąd wybrałem trzy nieprzedstawiane dotąd teksty o podróżach w różne miejsca: przez Kurpie (Bezdroża północy), do Hradca nad Morawicą (Nad Morawicą) i przez Warmię i Mazury (Koleje mazurskich lat). 
Sam przejazd pociągiem do Krakowa okazał się bezproblemowy. Wysiadłem i poszedłem do znanego mi już wcześniej lokalu Olimp na dworcu głównym, gdzie sprzedają jedzenie na wagę. Posiłek solidny, treściwy, taki, jakiego było mi trzeba. Ruszyłem w stronę Rynku i zdążyłem na ostatnie 10 minut kolejnego dnia 47. Międzynarodowych Targów Sztuki Ludowej i występ pań z katowickiego Zawodzia. 
Udałem się do Efemerii mieszczącej się wewnątrz kamienicy przy ulicy Karmelickiej. Już na dzień dobry spotkałem organizatora imprezy, Michała Krzywaka. Usiedliśmy początkowo w ogródku, a z kolejnymi minutami schodziło się coraz więcej ludzi. Powietrze duszne, gorące, jak w dżungli, tylko małp w górze brakowało. I tak od słowa do słowa, od zniechęcenia wakacyjną porą i niewielką liczbą czytających do przybycia dobrego ducha Efemerii, czyli Kasi Marszałek, do działania minęło może z pół godziny, może ciut więcej? Przenieśliśmy się do chłodnego lokalu wewnątrz budynku. 
Program wieczoru? Nie było go, po prostu każdy, kto przyniósł coś ciekawego do czytania, wychodził na środek, siadał przy stoliku z mikrofonem i prezentował. Dominowała tematyka letnia i pogodna. Ciekawe, że nikt nie przedłużał występu, wszystkie wystąpienia miały charakter zwarty. Swoje utwory prezentowali między innymi Piotr Adamek, Edyta Chojnacka, Janusz Andrzej Wieczorek (zaprezentował bardzo długi tekst na 10 linijek; dobrze, na 15), bliżej nieznana dotąd pani Alicja, Kasia Dominik, również i ja. Zostałem przedstawiony bardziej jako zagorzały fan bigosu niż jako literat, co średnio mi się spodobało. Ale nieważne. Kolegi Jakuba nie dopuszczono do prezentacji po tym, jak się okazało, że ma szatański plan odczytywania protokołu (pewnie z jakiegoś zebrania; dzięki, ale nie!) 
Nie to jednak stanowiło kwintesencję wieczoru poetyckiego, ale dwie inne sprawy. Po pierwsze: zawsze cieszę się na myśl o poznaniu człowieka znanego mi dotąd tylko z wydawnictw/i lub z internetu, a w sobotę pierwszy raz zetknąłem się z publikującym m.in. w pracach zbiorowych Wydawnictwa św. Macieja Apostoła panem Kazimierzem Budynem. Miła to była rozmowa, pan Kazimierz opowiedział o swoich planach literackich i organizacyjnych (noc poetów w Wiedniu), zastanawialiśmy się nad wpływem pory roku na przypływ chęci twórczych. Więcej takich spotkań chcę! 
Po drugie, bardzo nas ucieszył finał wieczoru. Michał kilkakrotnie zapraszał kolejnych chętnych do prezentacji, m.in. Piotr, Janusz i ja (Polską balladą o bigosie, skoro już Michał wywołał ten temat) bisowaliśmy, po czym, kiedy brakło już zainteresowanych, rozpoczął odliczanie końcowe. Dosłownie pięć sekund po zakończeniu imprezy do lokalu wpadł spóźniony Tobiasz Kruk. Jaki z tego morał? Nie trzeba wcale nic przedstawiać, żeby stać się gwiazdą wieczoru. 
Potem nastąpiła część posceniczna. Przechodzili jacyś ludzie z Kuwejtu. Światło zgasło. Ktoś zmarł. 
Inne sprawy? Nie będzie już więcej Poezji i Herezji, o których pisałem tu. Powód? Zmęczenie materiału. Szkoda, to była ciekawa inicjatywa, pisałem już o tym na FB, powiem tylko, że było to bardzo fajne uczucie uczestniczyć w czterech (styczeń-luty-marzec-kwiecień 2023) edycjach Poezji i Herezji. Miałem okazję sprawdzić się na scenie Cafe Szafe, sprawdzić, jak prezentują się moje utwory w wersji deklamowanej, lepiej organizować czas, żeby zdążyć z dojazdem, posiłkiem, powrotem, a przede wszystkim - poznać szereg bardzo ciekawych ludzi z Krakowa, do którego zapewne bym nie zawitał na dłużej, gdyby nie dwie osoby: Karolina Strzelczyk i Michał Krzywak. Dziękuję także Annie Polkowskiej i Michałowi Kilińskiemu. Do zobaczenia! 
Powrót do domu miał w sobie coś z farsy. Najpierw pani w kasie chciała sprzedać mi bilet na pociąg, który właśnie w tamtym momencie odjechał, a potem ludzie tłoczyli się na peronach, na korytarzach, a potem jeszcze trzeba było się przesiąść w kolejny pojazd w Katowicach (i tu już zaczęło być normalnie). Przeszedłem się przez nocne Gliwice (sporo ludzi spotkałem po drodze), zaszedłem do domu, chwilę posiedziałem i poszedłem spać. I tak minął kolejny wyjazd. A potem się obudziłem i nastała niedziela. 
I tak to właśnie wygląda: ulotny, efemeryczny obrazek z życia naprzeciw życiu w pełnej rozciągłości. Za tydzień będzie coś o książkach. 

Zamieszczam dwie fotografie mojego autorstwa (fotograf był w słabej formie i większość wyszła nie tak, jakbym to sobie wymarzył; ale możecie obejrzeć więcej zdjęć np. na profilu FB Michała Krzywaka): 

Krakowskie Sukiennice

Edyta Chojnacka i Michał Krzywak

Była już mowa o bigosie, w związku z czym zamieszczam tekst jemu właśnie poświęcony. Rzecz działa się w małych miejscowościach Cekcyn i Krzywogoniec w Borach Tucholskich. 

Polska ballada o bigosie
Pod laskiem tucholskim niosą się gwary -
to brać poetycka oddaje hołd ziemi.
Przy amfiteatrze, aktem prastarym,
liryczne zawody w morzu zieleni
z biesiadą się łączą. Nocy, nie przemiń!
Ukwiecone damy w liczbie dwunastu,
w tę noc świętojańską, w księżyca blasku,
serwują nam bigos, z nim polne zioła.
Kulturze i ciału oddajmy dziś cześć.
Wysoko nad lasem, jak cień sokoła,
czarowna się niesie białej nocy pieśń.

Muzyka się niesie pod Cekcyn cały
i pragnie z umysłem serca pożenić.
Tłum wiedzie Sosnowski rytmem gitary.
Polana w jaskrawych piórach się mieni,
a ludzi przybywa: nocy, nie przemiń!
We wsi niezbyt licznej, w sosnowym lasku,
zmartwienia się skryły pod rajską maską.
Apetyt wciąż wzmaga bigos na stołach:
ten kwasek, ta słodycz, do nich chleb weź.
Na twarzach błogostan, na scenie Pszczoła,
czarowna się niesie białej nocy pieśń.

Gdy świt chłodny przyjdzie, ucichną czary,
a światło dnia pracy wpadnie do źrenic.
Rutyna obrzędów stłumi dźwięk starych,
biel z czernią wyprą mnogość odcieni,
od czego nam przyjdzie się zarumienić?
O, patrzcie, na wschodzie robi się jasno...
Ognie pod bigosem dawno zagasną
i bufet zastąpi królowe z Koła,
gdy krzywogoniecka przypomni się wieś.
Gdzie piołun dziecięctwa zatruć nie zdołał,
czarowna się niesie białej nocy pieśń.

Odeszły już w przeszłość wielkie wyzwania
zgotowawszy bigos, więc pora go zjeść.
Smak kwaśnej kapusty niebo przesłania,
czarowna się niesie białej nocy pieśń.
14.11.2021

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz