Niestrudzeni krakowscy poeci, radiowcy, animatorzy kultury Mariusz Głąb oraz Magdalena Zybowska regularnie podróżują po Polsce, promując poetycką twórczość amatorską w ramach cyklu imprez pod wspólnym szyldem "Odyseja Poetycka". Towarzyszą im liczni muzycy, a także malarze, prozaicy i inni twórcy kultury. Odwiedzili już szereg miast w Polsce, m.in. Kutno, Wrocław, Dzierżoniów, Zieloną Górę czy Działdowo. 19 października 2024 roku współcześni Odyseusze zawitali do MBP w Sosnowcu (filia nr 15-mec, ul. Kisielewskiego 9A w dzielnicy Zagórze), a wraz z nimi przybyła załoga z całej Polski (przede wszystkim z Krakowa, jak inicjatorzy przedsięwzięcia, z Częstochowy, ze Skarżyska-Kamiennej, z Gliwic, jak autor tych słów) oraz liczni miejscowi. Spotkanie transmitowało internetowe Radio MagMa. I było nas dużo! I bawiliśmy się znakomicie! Pomysł organizacji Odysei Poetyckiej w Sosnowcu wyszedł od miejscowej bibliotekarki i artystki (w tym miejscu koniecznie w tej kolejności) Ewy Toczkowskiej, a sprawą zajęła się kierownik w/w filii Biblioteki, Agnieszka Pytlik. Rozmowy z nimi można wysłuchać od 3:33:20 na poniższym nagraniu. Możemy sobie posłuchać o działalności kulturalnej około bibliotecznej, różnych akcjach podejmowanych przez instytucję, jak koncerty, przedstawienia, spotkania dla seniorów czy, właśnie, zjazd poetów z całej Polski. Ewa opowiadała ponadto o wernisażu swoich prac wystawionych w sali nazwanej Oazą Kultury, gdzie owe "obiekty" (ja bym powiedział: dzieła) wystawiono. Składały się z fragmentów niepublikowanych wierszy autorki, ususzonych roślin, drobiazgów w rodzaju gwoździ, cynamonu (pod hasłem: "kocham, kiedy pachniesz cynamonem") itp. Przy tym brawo za stwierdzenie, że "zmieniłam styl, bo potrzebowałam kasy". Bo to wszystko jednak kosztuje, a czasami się o tym zapomina, a co powoduje, że trzeba czerpać środki z innej (czytaj: głównej, najważniejszej) pracy.
Tu należy się jeszcze słowo wyjaśnienia: Odyseja Poetycka w Sosnowcu mogła się odbyć dzięki przykremu zbiegowi okoliczności, jakim była wrześniowa powódź, z powodu której dwie kolejne imprezy nie udały się, a za to w środku kalendarza pojawił się wolny termin. Dziękujemy ci, Powodzi!
Kiedy tylko usłyszałem, że poetyckie tournee odwiedzi bliską mi okolicę, wiedziałem, że będę chciał uczestniczyć w imprezie. Nie czyniłem zbytnich przygotowań, zamierzałem przedstawić utwory z mojej książki Rycerz Florian odkrywa świat i w tym zawierał się cały program. Tydzień przed Odyseją wziąłem udział w Ephemerosie XIV w krakowskiej Efemerii, imprezie dla lokalnych (i nie tylko) poetów jako swoistym przetarciu po dłuższej przerwie od życia literackiego. Próba wypadła w moim odczuciu bardzo dobrze.
W dniu imprezy wyruszyłem z domu krótko po 13 mając poczucie nieodespania tygodnia roboczego. Pierwszy raz od dawna jechałem autobusem linii M1, pierwszy raz w ogóle - do dzielnicy Sosnowca Zagórze. Niewiele zobaczyłem, poza wyższymi i niższymi blokami, dużym skrzyżowaniem i centrum handlowym po jednej czy drugiej stronie. Okolica bardzo podobna do wielu takich krzyżówek gdzie indziej. Poszedłem do biblioteki, a przed budynkiem zobaczyłem krakowskiego literata i organizatora Janusza Andrzeja Wieczorka, który stał z jeszcze jedną osobą (twarz uleciała mi z pamięci, przepraszam). W budynku, obok samej wypożyczalni, funkcjonuje sala różnych spotkań nazwana Oazą Kultury. Przy wejściu rozpoznałem znajome postacie: częstochowską poetkę Alicję Stępniewską-Nawaratne (dzięki znajomościom jej córek udało się zamówić grafiki do mojego Rycerza Floriana...), poetę z Niwki Piotra Kocjana, malarkę Małgorzatę Matwin i, oczywiście, mózgi przedsięwzięcia: Mariusza i Magdę - ją przy stole, jego na stanowisku prowadzącego (z umeblowaniem, osprzętowaniem, mikrofonami, światłem; działało jak trzeba). Zająłem miejsce nieco z tyłu sali, przy stoliku poetycko-muzycznym ze Skarżyska-Kamiennej: obok Kasi Jezierskiej i Tomka Zubińskiego.
Odyseja Poetycka w Sosnowcu rozpoczęła się planowo o godzinie 17 od kilku piosenek zespołu Bilans Moralny, po czym prowadzący serdecznie przywitał się ze zgromadzonymi. Z uwagi na dużą liczbę występujących (a pojawiło się 32 poetów, 5 wykonawców słowno-muzycznych i 2 malarki; sala wypełniła się po brzegi) czas prezentacji musiał zostać odpowiednio dostosowany (czytaj: skrócony do rozsądnych rozmiarów). I może powinienem dosypać szczyptę soli: szkoda, że pojawiło się relatywnie niewiele osób młodych (metrykalnie, bo nie duchem; zwłaszcza młodszych niż ja). Tradycyjnie dominowały liczebnie kobiety.
Jako pierwsze wystąpiły panie Alina Sokołowska i Angelika Jarzęcka (koleżanka córki prezentująca wiersze jej matki). Aha, warto dodać, że dostępne na kanale youtube'owym kfanegatyw nagranie zostało opatrzone fotografiami występujących (wykonywała je Magda Zybowska), wymieniono też wszystkich współtwórców tego niesamowitego spotkania. Kolejny autor, lokalny, Paweł Mędakowski, poruszył ważny temat: roli impulsu twórczego w życiu, roli czasu, którego w naszym przyziemnym świecie ciągle brakuje na sprawy, które nas trawią od wewnątrz. Mariusz odpowiedział opowieściami o poetach publikujących codziennie na portalach internetowych (ja bym tak nie potrafił; zresztą, nie polecam). A potem panowie przeczytali wiersz w duecie.
A potem... pierwszy przerywnik muzyczny w wykonaniu energicznej Katarzyny Kazimierczak z repertuaru zespołu Tabula Rasa. Żywiołowo, mocno, rytmicznie, może nawet tanecznie, zupełne przeciwieństwo muzyki granej zwykle na spotkaniach poetyckich (melancholijnej, wolnej, czasem medytacyjnej, wielu poetów ma też wyraźną słabość do rocka także w wymiarze ideowym). Pani mogłaby nawet głośniej i energiczniej śpiewać, ale chyba chciała nieco stonować (może nierozgrzana?) Widać, że się przygotowała. Brawo, świetna sprawa!
Następnie na scenę wyszła lokalna twórczyni opowiadań fantastycznychMartyna Marta Ryczko i zaprezentowała fragment swojej prozy (pierwsze wystąpienie na żywo, brawo za odwagę! Mnie zwykle brak tej siły, by podejść do innych, ciekawych ludzi i się odezwać). Potem - miejscowa poetka, rusycystka (mogę tak napisać?) Lila Helena Metryka (fajne, intrygujące zestawienie!) Opowiedziała o swoich niezwykłych inspiracjach literackich: wierszy przesyłanych przez Rosjan do Polaków po wypadku w Smoleńsku (a tak się starałem, żeby o podobnych sprawach tu nie pisać), pandemii, sprawach bieżących. Mówiła też o swoich powrotach do starych, zapomnianych już nieco form poetyckich (jak triolet, villanella czy też sestyna), czym zaskarbiła sobie moją sympatię. Zaprezentowała np. urokliwą Sestynę z bzem, kotem i nie tylko. A potem zagrał znów Bilans Moralny. Pogodna, spokojna, głównie gitarowa muzyka.
Następnie na scenę wyszła lokalna twórczyni opowiadań fantastycznych
A potem Samanta Stochla, kolejna już postać z kręgu bywalców miejscowej biblioteki. Pani bardzo ładnie przekazała, że pisze, kiedy ma coś do powiedzenia. To, jak sądzę, dobre podejście. Z upływem czasu ściemniało się za oknem, aż zapadł zmierzch. I mieliśmy ciekawą sytuację, w której Mariusza widać rozjaśnionego, a widownię w półmroku. I Ewa Blicharz, także odwiedzająca MBP Sosnowiec Zagórze regularnie. Zaprezentowała poetyckie "świeżynki". Pierwsza: o miłości do drzew. Druga: o pani, która chciała mieć galanta, a znalazła palanta! Dobrze się słuchało!
Wyszedł i on, dawno niewidziany przeze mnie Arkadiusz R. Skowron (ale dobrze, że wita się "dzień dobry", a nie "gdzie jest Jakubiec"). W ciemnym płaszczu, kapeluszu na głowie, okularach na nosie i głosie zachrypniętym jak ś.p. Sosnowski zaprezentował jak wytrawny performer dwie wciągające opowieści (zresztą, sprawdźcie sami, co ja będę pisał). Po nim - energiczna Roksana Rogala-Nowińska (także lokalna artystka) prezentująca - w postaci przerywnika muzycznego - piosenkę-hybrydę piosenki autorskiej z piosenką ludową zagłębiowską. Jak wyszło? Wyśmienicie, tak, że był to najbardziej porywający moment wieczoru! Żywa, skoczna, zaśpiewana z animuszem, z wielką mocą, piosenka o tym, że najlepsze dziewczyny to są w Zagłębiu (pozdrawiam pewną Agnieszkę, jej by się to spodobało!)
Na scenie pojawiła się Henryka Ziaja (skądinąd znana mi z wielu audycji radiowych MagMy i nie tylko, ale dopiero pierwszy raz mieliśmy okazję spotkać się na żywo; i miło się rozmawiało!) Polonia berlińska w Sosnowcu! Bywał już Wiedeń, bywało Peterborough, jest i stolica Niemiec. Podoba mi się uwaga o recytacjach: kompletnie inne są prezentacje własne, a zupełnie inne w wykonaniu cudzym, np. Mania. Joanna Surma. Pierwszy raz między TYMI ludźmi. Twórczyni z Szopienic, która dowiedziała się z neta o spotkaniu i przyjechała nie znając generalnie ludzi. Hmmm... coś mi to przypomina... I przedstawiła się jako eseistka. Rzadko to spotykane. Potem Mariusz Kasiński, który wrócił do poezji po wieloletniej przerwie i przybył w sobotę za sprawą pani bibliotekarki. Powiedział na przywitanie: "czuję się tutaj jak w rodzinie". Tak, też się tak poczułem. Bardzo przytulna, przyjazna atmosfera. Swoją drogą: ja nie mam tekstów osiemnastoletnich, a i do większości starych w ogóle już nie wracam. Ciekawi mnie taka kwestia: drodzy czytelnicy, jak zapatrujecie się na swoje starsze teksty? Jakie uczucia w Was budzą?
Ze sceny wybrzmiał Bilans Moralny. Powiem tak: dobrze jest czasem poudawać głupszego niż się jest naprawdę. To się przydaje w życiu. Przedstawił się Artur Czekajski. W internecie adminuje grupie Wiersze, fraszki i słowne igraszki wraz z żoną Iloną. Opowiadał o działalności dodatkowej, o promowaniu poezji i innych poetów, prosto i konkretnie.
W trakcie występu Jolanty Leksbugajskiej (opowiadała m.in. o tym, jak silne emocje pomagają w tworzeniu) wyszedłem do łazienki. Kiedy wracałem, zobaczyłem Magdę patrzącą na mnie z groźną miną. Okazało się, że w czasie, kiedy przebywałem poza salą, Mariusz zaczął już zapowiadać moją osobę. Pozwolę sobie tu parę rzeczy wyjaśnić: szachista ze mnie marny, eseistą się nie czuję, zagorzałym fanem bigosu owszem, poetą raczej gdzieś z obrzeży i piszącym mało i rzadko, jak widzę, prowadzący podniósł mi ego, ha, ha!
Opowiem też o kwestiach poruszonych w trakcie rozmowy. Po pierwsze, Mariusz wspomniał o mojej książce Rycerz Florian odkrywa świat i zapytał, czy mam dalsze plany wydawnicze. Owszem, mam, nie są jednak sprecyzowane i nie wiem jeszcze, w którą stronę pójdę (czy będę rozwijał tematykę bajek dla dzieci i ich rodziców, czy stworzę opowieści prozą czy coś innego).
Zaprezentowałem dwa utwory z mojego zbiorku: Nad brzozowym lasem i Park norweski, obydwa we fragmentach. Dla drugiego z nich była to premiera na żywo. W obydwu tekstach, podobnie jak w większości moich, przewija się, jak to zauważył Mariusz, motyw miejsc, motyw przyrody (roślin, zwierząt). Myślę, że wątki te pojawiają się całkiem naturalnie. Może i nie podróżuję jakoś bardzo dużo, ale rzeczywiście od jakiegoś czasu myśli zaczerpnięte z wielu wypraw pojawiają się ponownie w różnych utworach (dlatego mam tekst o Paryżu, o Czechach, o Giżycku, a i wymienione wyżej o Dolnym Śląsku). Jakoś łatwiej mi się o tym pisze niż o życiu w mieście, codziennych relacjach, a już szczególnie nie lubię pisać o sprawach wielkich i używać wielkich słów. Wolę jednak mój mały świat. Nie wiem tylko, czy to na pewno dobrze. I raczej rzadko planuję "wybiorę się tam, żeby potem napisać tekst". Słuchając nagrania, a zwłaszcza Parku norweskiego, przypomniałem sobie o tym, jak się czułem w trakcie. A czułem, że powinienem już kończyć. A może nie?
Ale ja się dużo rozpisałem o sobie, a czas wrócić do Odysei i jej uczestników. Aczkolwiek zazwyczaj poziom emocji po występie jest tak wysoki, że kolejną osobę muszę sobie przypomnieć z odtworzenia. A ze sceny rozgrzewała słuchaczy wspaniała Roksana Rogala-Nowińska (znowu zachwyciła!) Najciekawsze, jak zwykle, były rozmowy w trakcie spotkania. Z Arkiem Skowronem o środowisku poetyckim z okolicy (mnie chyba bliżej do środowiska stricte amatorskiego), z Gosią Matwin, z Kasią i Tomkiem, z Henią Ziają. Fajnie by było spotkać się tak na dłużej. Gdyby tak czasu starczyło i dojazdy tyle nie zajmowały i dało się odreagować po. Potem wróciłem do środka na dłużej: trwał właśnie koncert solowy gitarzysty Zbigniewa Kozaka. Wolne tempo, odczuwalna melancholia. Podobał się.
A potem wrócili (z peta) poeci. Najpierw, z przytupem, na scenę wkroczyły panie organizatorki z ramienia (serca) biblioteki, o których pisałem już wyżej. Następnie - twórczyni obrazów prezentowanych tejże soboty w Sosnowcu - krakowianka Małgorzata Matwin w jaskrawoczerwonym stroju. Wcześniej demonstrowała swoje dzieła przy okazji koncertu Isy Conar. Autorka, która "ciągle szuka stylu" lub "ciągle próbuje nowych rzeczy", zauważyła, że niektórzy ludzie rozpoznają już obrazy: "o, to jej". Opowiadała o zamiłowaniu do surrealizmu, gór i morza i o kolejnych wystawach: w Warszawie i w Krakowie, w naszej ulubionej Efemerii.
Janina Barbara Sokołowska miała wystąpić razem z zespołem Bilans Moralny, ale panowie wybyli na chwilę, żeby zagrać przez moment gdzie indziej (widać - rozchwytywani!), więc postanowiła na nich poczekać, a do rozmowy z Mariuszem zasiadła nieznana mi bliżej Maria Łechtańska (debiut na żywo, choć pisze od lat; większość twórców jest jednak niecierpliwa!) Wiersz miłosny na tle ciepłego października, wspomnienie męża, a potem wiersz satyryczny (dobrze, że Rozpusta wyprzedziła w kolejce opis przyrody - jak to w życiu). Wzmianka o garze bigosu - jeden z ostatnich uśmiechów. Panowie schodzili się powoli, więc uprzedziła ich jeszcze sosnowiczanka Mariola Wlaźlik (także mi dotąd nieznana). Miłośniczka Leśmiana (też lubię), która nie przedstawiła niczego, co by nawiązywało do tego wybitnego twórcy. Ha! to się nazywa dobry marketing, to jest dobre rozłożenie sił i zapowiedź dalszych działań. Tak trzymać. Ostatnią twórczynią za mojej bytności w sosnowieckiej bibliotece była "pani prezes", "szefowa" wymieniana jako spiritus movens wielu działań artystycznych w okolicy (chociażby przez poprzednią poetkę, panią Mariolę, ale i wielu innych poprzedników), w trzech słowach - zagłębianka Barbara Marzec. Aktywna w Stowarzyszeniu Twórców Kultury Zagłębia Dąbrowskiego wielokrotnie wymienianym w trakcie spotkania, działającym od 40 lat, organizatorka wielu lokalnych imprez. Poetka i akwarelistka. Opowiadała o swojej twórczości, publikacjach, z pewnością ma dużo więcej ciekawych opowieści, niż mogła zademonstrować. Bardzo sympatyczna w bezpośrednim kontakcie osoba.
Przyszedł czas rozstania, 12 godzin poza domem to nie byle co po niełatwym tygodniu. Około 22 pożegnałem się z towarzystwem i ruszyłem w drogę na przystanek, gdzie spotkałem dwoje katowickich poetów także wracających z Odysei. Podróż przebiegała bezproblemowo (tak z grubsza, kiedy jechałem autobusem w stronę własnego domu, ponownie odczułem wrażenie, że o tej godzinie komunikacją jeździ głównie margines społeczny i ludzie w kiepskim stanie) i nic szczególnego się nie wydarzyło. Wiedziałem tylko, że kolejny dzień będzie trudny (mało czasu do odreagowania) i rzeczywiście tak właśnie było. Szkoda tylko, że ominęły mnie występy szeregu znajomych osób (Ali, Janusza, Kasi i Tomka itd.) i mogłem ich odsłuchać jedynie z odtworzenia.
Darłowo jest dla mnie nieosiągalne, być może Warszawa 7 grudnia. Chociaż to środkowa Polska, to ze względu na dogodne połączenie wydaje się całkiem bliska. Ale nie chcę niczego już teraz przesądzać. Czas na podsumowanie Odysei Poetyckiej w Sosnowcu 19 października 2024 roku. Fajnie było pierwszy raz wziąć udział w imprezie z tego cyklu, spotkać na nowo różnych starych znajomych i poznać nowe osoby, mam nadzieję, że będą to znajomości na dłużej. I coś się jeszcze uda wspólnie zdziałać. Przyjazna atmosfera, miejsce właściwe dla spotkań literackich, sprawny prowadzący, dużo chętnych, żeby przyjść i wystąpić (wiadomo, jak jest otwarty mikrofon, to przychodzi więcej osób). Dziękuję, cieszę się, że mogłem być częścią tego przedsięwzięcia.
Park norweski (fragment) z mojej książki Rycerz Florian odkrywa świat:
(...)
Wszystkie fotografie mojego autorstwa:
Aura lekka, wilgotna, kałuże na ścieżkach.
W litych, kamiennych płytach odbija się spokój
małego, cichego miasta.
Myślisz: raj, ale gdybyś dłużej tutaj mieszkał,
kotlina w melancholii, którą ujrzysz z boku,
zdałaby się ciasna.
Zza chmur wyjrzało słońce jak człowiek po chorobie,
jak kiełek, który wyszedł wczesną, chłodną wiosną,
jeszcze niepewne, blade.
Schyliło się nad domy, uchyliło powiek
zaspanym, szarym kawkom ze zwykłą beztroską.
Zaczął się ruch nad stawem.
W starym, norweskim parku zakwitły radości
nowych, nieznanych twarzy. Jak złote forsycje.
Mały dzwoniec zaśpiewał.
Może gniazdko w pobliskiej koronie wymościł?
W oddali widać góry: surowe i mgliste,
opatulone w drzewa.
Nad zarośniętym stawem kołyszą się wierzby.
Kudłate niczym mopy, zajęły pozycję
na uboczu, nieznaczną.
Widoczne, lecz przyblakłe. Ustąpić? A gdzieżby!
Ciągle myślą jak gwiazdy, że przyćmią las błyskiem.
Miałyby całkiem zgasnąć?
Zabawa w chowanego – młodzieży z dziadkami.
Małych zwierząt z człowiekiem. I myśli z naturą.
By żyć, potrzeba iskier.
Szukamy nowych podniet, najlepiej, gdy sami.
Małe, ożywcze żmije rzadko idą górą.
Najczęściej – w trawie niskiej.
Naturalny porządek: nad ziemią – lśni promień.
Wczesna wiosna, brak liści. Zieleni. I muszek.
Wnuczka bawi się z dziadkiem.
Czysto ludzki porządek: chłopiec żarem płonie,
gdy może poznawać świat i doznawać wzruszeń.
Takie to dni rzadkie.
(...)
Wszystkie fotografie mojego autorstwa:
![]() |
Alina Sokołowska i Angelika Jarzęcka. |
![]() |
Paweł Mędakowski. |
![]() |
Raz jeszcze pan Paweł, a w tle zespół Bilans Moralny. |
![]() |
Prozaiczka Marta Ryczko tworząca utwory fantastyczne i kryminały. |
![]() |
Lila Helena Metryka. |
![]() |
Ewa Blicharz. |
![]() |
Ekscentryczny Arkadiusz R. Skowron. |
![]() |
Najbardziej energetyczny moment wieczoru: występ Roksany Rogali-Nowińskiej! |
![]() |
Występ Bilansu Moralnego. Część pierwsza. Przed drugą, niestety, musiałem wyjść. |
![]() |
Artur Czekajski. |
![]() |
Jolanta Leksbugajska. |
![]() |
Zbigniew Kozak zagrał urokliwy, solowy koncert. |
![]() |
Małgorzata Matwin, malarka, twórczyni obrazów wystawianych w bibliotece, rozmawia z Mariuszem, a na pierwszym planie produkuje się Magda z aparatem. |
![]() |
Barbara Marzec. |
Dziękuję za uwagę i do poczytania!
Szanowny Panie,Cudowny opis wszystkiego tego dobrego Spotkania Odyseji u mnie w Sosnowcu dzielnica Zagorze.Piekne pioro,slowa ubarwione, radością i empatią dla drugiego człowieka..Dziekuje postokroć iż udalo Ci sie morowy chlopaku opisać mnie taką jaka naprawdę Jestem.
OdpowiedzUsuńMilo mi bylo byc razem z Wami..moze jeszcze kiedyś sie na Tworczej drodze spotkamy.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich zakreconych twórczością. I oby nam nigdy nie braklo atramentu do pior.
Barbara Marzec poetka i Animatorka Kultury z Sosnowca
Droga Pani, cieszą mnie bardzo te słowa. Z początku miałem inny pomysł na tekst, potem ewoluował w opis poszczególnych osób. Uznałem, że warto wymienić tych, którzy budują tę społeczność.
UsuńPomysłów twórczych pewnie nigdy nie braknie, więc - do spotkania na twórczej drodze ponownie :)
Bardzo dziękuję za tak sympatyczne przedstawienie mnie. Miło, że moja sestyna zyskała Pańskie uznanie. Ubieranie współczesnej treści w tego typu stare formy to doskonała gimnastyka umysłowa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. Lila Helena Metryka - osoba pisząca wiersze i zajmująca się przekładem artystycznym.
Do zobaczenia gdzieś na poetyckim szlaku!🙂
Cieszę się. Podobają mi się tradycyjne formy, bo sam lubię popróbować pisanie np. trioletów czy strof safickich (niedawny Most na rzece Problemce!) Zgadzam się, to znakomite ćwiczenie mózgu.
UsuńRównież serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia :)
Dziękuję. Mam taką maleńką prośbę - gdyby się dało zmienić drugie imię na właściwe - Helena.🙂
UsuńOjej, przepraszam. Już zmieniłem.
UsuńDziękuję bardzo.🙂
Usuń