Translate

niedziela, 13 czerwca 2021

Mój drugi turniej szachowy

Witajcie, Czytelnicy! Wróciłem właśnie z mojego drugiego turnieju szachów klasycznych na żywo w życiu i chciałbym Wam co nieco o tym opowiedzieć. Warunki techniczne, przebieg zawodów i ogólne refleksje. Wiem, że najważniejsze pytanie brzmi: jak poszło? Odpowiem krótko: udało się zdobyć nagrodę, ale nie taką, jakiej pragnąłem. Ale i tak jest nieźle. A tych, którzy chcieliby przeczytać dłuższą wypowiedź, zapraszam do lektury tekstu poniżej!
Turniej o IV kategorię szachową (w swoim pierwszym turnieju, o którym z różnych względów nie za bardzo mogę opowiadać, zdobyłem V kategorię; tu można poczytać o klasyfikacji szachistów w Polsce) odbywał się w niedzielę, 13 czerwca 2021 r. w klubie Szach Mat Zabrze mającym siedzibę w centrum miasta w starej kamienicy. 
Na początku podam parę informacji technicznych: takie zawody trwają 7 rund (czas: pół godziny na zawodnika bez dodawanego czasu, tzw. inkrementu; tak, na czas też można wygrać/przegrać), więc zajmują cały dzień. Pieczę nad nimi sprawuje sędzia, który zapisuje także wyniki w systemie komputerowym i przeprowadza komputerowe parowanie graczy w kolejnych rundach. Turniej odbywa się systemem szwajcarskim. Za zwycięstwo przyznawany jest 1 punkt, za remis obaj gracze dostają po pół punktu. Drugie nieprawidłowe posunięcie kończy partię. Żeby zdobyć kategorię, trzeba wypełnić odpowiednią normę (m.in. zagrać 5 partii) - ale tu nie miejsce na szczegóły. Powiem tyle - jak ktoś chce, wejdzie na stronę internetową PZSzachu i wszystko tam znajdzie. 
W turnieju wzięło udział 10 zawodników (jest obecnie spora konkurencja, coraz więcej zawodów wypełnia kalendarz), a jeden nie przybył. Sami mężczyźni. Nie było żadnych problemów technicznych ani personalnych, generalnie największe emocje wzbudzała sama gra - czyli to, co powinno. Zdobyłem 5 punktów na 7 (czyli zabrakło mi 0,5 pkt do zdobycia IV kategorii; jeden gracz ją zdobył), zająłem II miejsce i w nagrodę otrzymałem książkę Stefana Gawlikowskiego Bobby Fischer. Obsesje geniusza o jednym z najsłynniejszych, ale i najbardziej kontrowersyjnych szachistów w historii tej gry, amerykańskim mistrzu świata Robercie Jamesie Fischerze. To tylko zachęca do dalszych ćwiczeń, mój poziom, jak widzę, podniósł się w porównaniu do poprzednich zawodów. Generalnie - wielkie brawa dla organizatorów, znakomicie to wyszło. 
Co mogę powiedzieć o swoich partiach? Same popularne debiuty zostały zagrane. Partie otwarte (włoska, hiszpańska), półotwarte (Caro-Kann, sycylijka) i zamknięte (przyznaję ze wstydem, że nie wiem, jak się to otwarcie nazywa), pozycje głównie otwarte (szczególnie w drugiej grze, po serii szybkich wymian, pozycja szybko się otworzyła). Gorzej, że nadal kiepsko mi idą końcówki (przez to przegrałem jedną z partii, tą decydującą o zdobyciu kategorii). Pierwszy raz w mojej przygodzie turniejowej dorobiłem figurę i pierwszy raz przeciwnik wykonał nieprawidłowe posunięcie (spod szacha od gońca uciekł pod szacha od tego właśnie nowego hetmana). Udało mi się też cudem uniknąć porażki (w tej samej partii to wszystko!): zauważyłem, że po wykonaniu zamierzonego ruchu dostaję mata w jednym - na szczęście nie odjąłem ręki od figury i zagrałem inaczej. Widzę, że warto grać to, co się umie (patrz: partia nr 4 w wykonaniu przeciwnika, który sam sobie bardzo zepsuł pozycję obronną króla, bo się zagapił). Wyglądało to w sumie tak: z-Z-z-Z-p-P-z (duża litera - białe, mała - czarne). Mam wrażenie, że gdzieś w czwartej-piątej partii opadłem nieco z sił. I narobiłem - ukłon w stronę jednego z aktywnych członków szachowej społeczności - bigosu. Trzeba nad tym popracować. 
Ciekawe, ile zaangażowania intelektualnego, ale i emocjonalnego wymaga taka gra, dotąd świetnie pamiętam cały szereg wykonanych posunięć i pozycji nawet bez ich sprawdzania. 
Ciekawostka: w ostatniej rundzie jeden z zawodników zagrał gambit sandomierski (tutaj błyskotliwa analiza tego wspaniałego debiutu w wykonaniu słynnego Marianczella). 
I jeszcze jedno: co trzeba zrobić przed grą? Inaczej mówiąc, co trzeba zrobić przygotowując się do zawodów? Trzeba być wypoczętym. Na turniej jedzie szachista, który chce grać, a nie człowiek, który chce spać. Powinno się przed zawodami najeść i napić (byle z umiarem; źle myśleć o jedzeniu, jeszcze gorzej nie myśleć), mieć pod ręką coś słodkiego i butelkę z wodą/termos/cokolwiek, co komu potrzebne. Warto też stawić się na zawody o czasie, bo nie każdy toleruje spóźnienia, poza tym: po co dodatkowe nerwy "czy zdążę, czy mi się uda"? I najlepiej nie grać zbyt wiele przez internet dzień wcześniej. W miarę rozwoju umiejętności, gry na wyższym poziomie będę się starał te kwestie rozbudowywać. Tymczasem... do poczytania już wkrótce! Mam parę ciekawych materiałów wraz z przemyśleniami. Zostańcie ze mną! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz