Translate

niedziela, 6 czerwca 2021

Z życia zielonego ogródka

W dniu dzisiejszym zapraszam Was, Czytelnicy, na krótką wycieczkę po kwitnącym ogrodzie. Zatrzymajmy się na chwilę w tej codziennej gonitwie przy pachnących chabrach, poobserwujmy kąpiel pracę brzęczących trzmieli wśród kielichów orlików, rozkoszujmy się pięknem kojącej, żywej zieleni. Zapraszam!
Zacznę może od takiej uwagi, że kiedy robię zdjęcia aparatem w telefonie, to zawsze wychodzą one zniekształcone, kiedy mam do czynienia z kolorem niebieskim, fioletowym i ich odcieniami. Praktycznie zawsze mam wątpliwości co do tego, czy to, co na zdjęciu i to, co na powietrzu to jedno i to samo, czy też nie. Mam tak na przykład z pachnącymi podobnie do moreli chabrami czy z wiosennymi szafirkami, cebulicami, miło przy nich przystanąć. A wkrótce chabry przekwitną po raz pierwszy. 
Potem możemy się przyjrzeć delikatnym, kapryśnym azaliom. Widać, że cieplejszy klimat im służy, kwitną często i obficie. Biel, czerwień i róż rozświetlają jedno z najbardziej zacienionych miejsc ogródka. Różaneczniki przywołują do mojej głowy osobiste wspomnienie pewnego pięknego, kwietniowego dnia i pewien szeroki, radosny uśmiech. Pragnąłbym jeszcze kiedyś taki uśmiech zobaczyć, podobnie jak te duże, śmiejące się brązowe oczy. I w ten sposób spojrzeniu na tę niewielką, ale bardzo atrakcyjną roślinę towarzyszą te najpiękniejsze, ale i te nieco bardziej refleksyjne myśli. 
Ludzie przychodzą i odchodzą, kwiaty kwitną pięknie, ale jedna z najprzyjemniejszych chwil nadchodzi, kiedy rozwija się młody pąk. Można sobie poobserwować, jak rodzi się życie, jak otwiera 
się na światło kolor. To ładnie brzmi, że człowiek ma ogródek, ale przecież większa część elementów składających się na ten ogródek żyje sobie i żyłaby bez niego, niektóre, jak na przykład podagryczniki i perze, wręcz wyśmienicie. Warto o tym pomyśleć. 
Są sobie i zioła, one też radzą sobie dobrze bez naszej pomocy. Nie trzeba im wiele, a one w zamian odwdzięczają się dodając wyrazistych i subtelnych smaków potrawom. Taki czosnek. Lub lubczyk, jeden z głównych punktów całego tego terenu, który dodaje blasku całej okolicy. 
Możemy przejść obok licznych, bezwonnych orlików, których wdziękiem my cieszymy oczy, a których zawartością zainteresowane są żywotnie brzęczące pszczoły i trzmiele. Wkrótce zakwitną malwy, do nich też podlecą. 
Owoce dojrzewają, coraz cieplej, w zasadzie nic, tylko wyczekiwać kolejnego ochłodzenia, bo w Polsce przecież pogoda jest bardzo zmienna. I cieszyć się nadchodzącym latem, schować zimową kurtkę tam, gdzie nikt jej nie zobaczy, wyjść na zewnątrz w sandałach. I afirmować, wręcz świętować swoje życie (czyli: szukać piękna w małym), jak śpiewała niegdyś Sandra. 

Wszystkie zdjęcia mojego autorstwa. Do poczytania!






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz