Translate

niedziela, 6 lutego 2022

Krwawa korona, weekend z szachami i zmiany w krajobrazie

Ostatnio niezbyt wiele u mnie się dzieje, raczej wszystko odbywa się w rytmie znanym z Huśtawki Elektrycznych Gitar - "zwykłą losu koleją praca, posiłek i sen" - i nie zostaje wiele czasu na nic innego. Kilka twórczych dni, wiele przemyśleń, kilka lektur, parę ciekawych wypraw do sklepu - i tak to się toczy. Ciekawsze, jak sądzę, będą kolejne dni - dużo wykładów, szachów, literatury, przyjdzie pora na wznowienie sezonu wegetacyjnego (i działania ogródkowe), na razie jednak trzeba się zadowolić tym, co jest.
Wspominałem ostatnio (kiedy to było? a, dwa tygodnie temu, jak ten czas leci!) o tym, że spędziłem wiele czasu przy literaturze i filmie (dlaczego ja nie potrafię pisać o sprawach większych niż przyziemne?), przy czym głównie były to prace - nazwijmy to - uzupełniające wiedzę, ale znalazły się między nimi i perełki kultury. Jedną stanowiła ekranizacja Dantona S. Przybyszewskiej. 
Drugim dziełem, które ostatnio pochłaniałem, była biografia angielskiego króla Ryszarda III Yorka autorstwa Paula Kendalla. Monarcha ów zasłynął przede wszystkim z dwóch rzeczy: słynnego szekspirowskiego okrzyku Konia! Królestwo za konia!, włożonego w usta władcy w tragicznej dla niego i jego reputacji bitwie pod Bosworth (22 sierpnia 1485 roku) oraz faktu, że jego panowanie zaczęło się krwawo i skończyło się krwawo. Nie w tym rzecz, ilu ludzi zginęło w jego czasach, ale w tym, że w początkach jego rządów doszło do walnej rozprawy regenta z jego przeciwnikami politycznymi, stronnikami i krewnymi królowej-wdowy po jego bracie, Edwardzie IV, Elżbiety z Woodville'ów, a potem przyszła pora na obalenie i (zapewne?) zamordowanie bratanka, Edwarda V, oraz jego brata, Ryszarda. Te wydarzenia, wskutek umiejętnej propagandy późniejszych władców Anglii (Tudorów), na zawsze splamiły obraz rządów Yorka. 
W cieniu tych potwornych wydarzeń krył się dramat kraju wyniszczanego wieloletnią wojną domową, ludzie, zarówno ci oddani władcy, jak i ci wrodzy mu, dodatkowym walorem pracy są ładne ilustracje i opisy wydarzeń naokoło opowieści o Ryszardzie (w sumie bardziej jest to książka o ryszardowej Anglii i jest to nieco zrozumiałe, bo np. informacji o życiu osobistym króla, jak podaje autor, nie zachowało się wiele). Pasjonująca lektura o człowieku, który stał się bardzo kontrowersyjną postacią historyczną i, choć autor stara się go bronić, to nie do końca ta obrona jest dla nas przekonująca i ma się wrażenie, że czegoś tutaj brakuje. Tym niemniej polecam. Widzę zresztą, że cały czas dzieła historyczne mnie interesują bardziej niż różnego rodzaju fantazje, odnajduję w tym więcej treści dla siebie. 
W sobotę i niedzielę Zbigniew Pakleza prowadził na kanale youtube'owym Polskiego Związku Szachowego dwudziestoczterogodzinnego streama związanego ściśle ze zbiórką na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (długość zależała od wysokości wpłat; nie, uspokoję czytelników, nie oglądałem całego), podczas którego demonstrował widzom grę w bulleta (z ang. pocisk; ta nazwa świetnie pasuje do bardzo szybkiego tempa gry, kiedy gracze mają tylko minutę czasu na grę), szachy błyskawiczne, hand&brain (z ang. ręka i umysł; umysł podaje nazwę bierki, ręka wykonuje ruch; nietrudno się domyślić, że jak gracz ma do dyspozycji np. 8 pionków lub wiele możliwych posunięć hetmanem, to ten sposób gry prowadzi do wielu zabawnych nieporozumień), grał symultanę, prezentował partie z młodości, oj, działo się! Już niedługo będzie okazja do zaprezentowania gry w szachy na wiele sposobów i z wielu stron, dojdzie bowiem do bardzo ciekawego spotkania, ale na razie o tym sza! Powiem tylko, że będzie się znów działo, a ruszymy w przyszłym tygodniu. 
Gliwickie Wilcze Doły przechodzą właśnie do historii, gdyż z początkiem lutego wycięto na tym obszarze ponad 660 drzew w celu budowy zbiornika retencyjnego. Szkoda tego ciekawego, przyjemnego miejsca do spacerów, ale co poradzić w tej chwili, kiedy teren jest już ogrodzony płotem. Tutaj pisałem o urokliwych zaroślach i zadrzewieniach na obrzeżach osiedla Sikornik, licznie zamieszkiwanych przez rozmaite zwierzęta. Pozwolę sobie więc pokazać tylko fotografie (mojego autorstwa, jak zwykle) i zachęcić do odwiedzania wartościowych z różnych powodów miejsc na mapie Polski i świata, bo niedługo może ich już po prostu nie być. I z tą myślą się rozstajemy, a ja mówię: do następnego spotkania! 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz