Wspominałem ostatnio (kiedy to było? a, dwa tygodnie temu, jak ten czas leci!) o tym, że spędziłem wiele czasu przy literaturze i filmie (dlaczego ja nie potrafię pisać o sprawach większych niż przyziemne?), przy czym głównie były to prace - nazwijmy to - uzupełniające wiedzę, ale znalazły się między nimi i perełki kultury. Jedną stanowiła ekranizacja Dantona S. Przybyszewskiej.
Drugim dziełem, które ostatnio pochłaniałem, była biografia angielskiego króla Ryszarda III Yorka autorstwa Paula Kendalla. Monarcha ów zasłynął przede wszystkim z dwóch rzeczy: słynnego szekspirowskiego okrzyku Konia! Królestwo za konia!, włożonego w usta władcy w tragicznej dla niego i jego reputacji bitwie pod Bosworth (22 sierpnia 1485 roku) oraz faktu, że jego panowanie zaczęło się krwawo i skończyło się krwawo. Nie w tym rzecz, ilu ludzi zginęło w jego czasach, ale w tym, że w początkach jego rządów doszło do walnej rozprawy regenta z jego przeciwnikami politycznymi, stronnikami i krewnymi królowej-wdowy po jego bracie, Edwardzie IV, Elżbiety z Woodville'ów, a potem przyszła pora na obalenie i (zapewne?) zamordowanie bratanka, Edwarda V, oraz jego brata, Ryszarda. Te wydarzenia, wskutek umiejętnej propagandy późniejszych władców Anglii (Tudorów), na zawsze splamiły obraz rządów Yorka.
W cieniu tych potwornych wydarzeń krył się dramat kraju wyniszczanego wieloletnią wojną domową, ludzie, zarówno ci oddani władcy, jak i ci wrodzy mu, dodatkowym walorem pracy są ładne ilustracje i opisy wydarzeń naokoło opowieści o Ryszardzie (w sumie bardziej jest to książka o ryszardowej Anglii i jest to nieco zrozumiałe, bo np. informacji o życiu osobistym króla, jak podaje autor, nie zachowało się wiele). Pasjonująca lektura o człowieku, który stał się bardzo kontrowersyjną postacią historyczną i, choć autor stara się go bronić, to nie do końca ta obrona jest dla nas przekonująca i ma się wrażenie, że czegoś tutaj brakuje. Tym niemniej polecam. Widzę zresztą, że cały czas dzieła historyczne mnie interesują bardziej niż różnego rodzaju fantazje, odnajduję w tym więcej treści dla siebie.
W sobotę i niedzielę Zbigniew Pakleza prowadził na kanale youtube'owym Polskiego Związku Szachowego dwudziestoczterogodzinnego streama związanego ściśle ze zbiórką na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (długość zależała od wysokości wpłat; nie, uspokoję czytelników, nie oglądałem całego), podczas którego demonstrował widzom grę w bulleta (z ang. pocisk; ta nazwa świetnie pasuje do bardzo szybkiego tempa gry, kiedy gracze mają tylko minutę czasu na grę), szachy błyskawiczne, hand&brain (z ang. ręka i umysł; umysł podaje nazwę bierki, ręka wykonuje ruch; nietrudno się domyślić, że jak gracz ma do dyspozycji np. 8 pionków lub wiele możliwych posunięć hetmanem, to ten sposób gry prowadzi do wielu zabawnych nieporozumień), grał symultanę, prezentował partie z młodości, oj, działo się! Już niedługo będzie okazja do zaprezentowania gry w szachy na wiele sposobów i z wielu stron, dojdzie bowiem do bardzo ciekawego spotkania, ale na razie o tym sza! Powiem tylko, że będzie się znów działo, a ruszymy w przyszłym tygodniu.
Gliwickie Wilcze Doły przechodzą właśnie do historii, gdyż z początkiem lutego wycięto na tym obszarze ponad 660 drzew w celu budowy zbiornika retencyjnego. Szkoda tego ciekawego, przyjemnego miejsca do spacerów, ale co poradzić w tej chwili, kiedy teren jest już ogrodzony płotem. Tutaj pisałem o urokliwych zaroślach i zadrzewieniach na obrzeżach osiedla Sikornik, licznie zamieszkiwanych przez rozmaite zwierzęta. Pozwolę sobie więc pokazać tylko fotografie (mojego autorstwa, jak zwykle) i zachęcić do odwiedzania wartościowych z różnych powodów miejsc na mapie Polski i świata, bo niedługo może ich już po prostu nie być. I z tą myślą się rozstajemy, a ja mówię: do następnego spotkania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz