Translate

niedziela, 19 lutego 2023

Poezje i Herezje, Kraków, Cafe Szafe, 12 lutego 2023, relacja i wrażenia

Żartobliwe wiersze z dzieciństwa żony. Humorystyczna poezja męża. Krótkie, błyszczące jak samotna gwiazda utwory ze świeżo wydanego tomiku młodego poety. Poruszający monodram w duecie. Koncert brytyjskiego gitarzysty Jonathana Stapletona. I wiele innych atrakcji, których mogli doświadczyć uczestnicy i widownia ostatnich Poezji i Herezji, które odbyły się w krakowskim klubie Cafe Szafe w niedzielę, 12 lutego 2023 roku. Zapraszam na relację z imprezy! 
W niedzielne popołudnie, w które dopisywała pogoda, jechałem pociągiem z Gliwic do Krakowa. Po drodze kończyłem nowy utwór przeznaczony do zaprezentowania wieczorem. Miałem już okazję uczestniczyć w Poezjach i Herezjach, w związku z czym, znając ramy spotkania, byłem na swój sposób spokojny, choć mało przygotowany do występu. Spodziewałem się spotkać nowe twarze. Po drodze rozmawiałem ze współpasażerką o roli techniki (telefon, bez którego trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek większe przedsięwzięcia, służący także za notatnik i budzik...) w życiu. 
Po wyjściu z dworca Kraków Główny zauważyłem, że jest jeszcze dość jasno, co stanowi nowość w porównaniu do poprzednich przyjazdów, kiedy na dzień dobry panowała już noc i na pożegnanie również ciemna noc otaczała wszystko dookoła. Ruszyłem w stronę Cafe Szafe. Trasą już znaną, ulicami Westerplatte, Dominikańską, Franciszkańską, Zwierzyniecką i Małą doszedłem na miejsce. 
Wieczór literacko-muzyczny prowadzili obchodząca tego dnia urodziny Anna Polkowska, której odśpiewaliśmy gromkie "Sto lat!" oraz Michał Kiliński (Michał Krzywak był lekko niedysponowany). Myślę, że poradzili sobie dobrze, obyło się bez wpadek, spotkanie miało charakter zwarty, a, jak wiemy, na wieczorkach literackich różnie z tym bywa. Sprzęt działał bez zarzutów. 
O swoim występie powiem tylko tyle, że był w dużej mierze improwizowany i składały się na niego raczej niepasujące do siebie utwory. Pomimo tego muszę go uznać za bardzo udany. Dodam też, że udostępnię wkrótce nagranie z wieczoru. Poświęcę mu uwagę w kolejnym wpisie, tu zaś skupię się na innych twórcach. 
Przyznam, że słabo mi idzie pisanie takich tekstów "nie na gorąco", a "na gorąco" się nie da, kiedy człowiek ma inne obowiązki. Potem umykają różne mniej istotne z pozoru szczegóły, które znacząco ubarwiają relację. Na przykład taki: w Cafe Szafe serwują bardzo dobrą herbatę z wieloma dodatkami jak imbir, miód czy inne przyprawy. Atmosfera jest bardzo przytulna. W tej właśnie przyjaznej aurze swoje wiersze zaprezentowali różni autorzy; głównie lokalni. Do najbardziej wyróżniających się należeli prezentujący kolejny monodram Magda Zybowska i Mariusz Głąb - ukryci za "zasłoną". Przy dźwiękach nastrojowej muzyki przygotowane przez nich teksty brzmiały jak remedium na codzienne bolączki. 
Pojawili się i twórcy tacy jak Joanna Michalska, debiutujący na poetycko-heretyckiej scenie. Wypadli dobrze, generalnie trudno wskazać jakiś nieudany czy "natchniony" w negatywnym znaczeniu tego słowa występ. Ciekawe były młodzieńcze wiersze Katarzyny Ryrych, zabawne figlarne opowiastki Krzysztofa Korczyńskiego. Mógłbym tu jeszcze wspomnieć o Piotrach Adamku i Jabłońskim, o Januszu Andrzeju Wieczorku, wiele tego było, a minęło jak kropla, która spada z nieba, nasyca powietrze pięknym aromatem jak w ulewnym deszczu i odparowuje, pozostawiając wspomnienie gwałtownej chwili. 
Po części poetyckiej nastąpiła kilkunastominutowa przerwa, którą poświęciłem na rozmowę z Januszem Andrzejem Wieczorkiem i dopiero co poznaną przeze mnie Joanną Michalską - dyskutowaliśmy o prezentacjach scenicznych, roli doświadczenia podczas występów, malowaniu obrazów i Zagłębiu Dąbrowskim. Dobrze się rozmawiało. 
Na scenę wyszedł ze swoją gitarą (i z kolegą) Jonathan (Josh) Stapleton, znakomity brytyjski (i krakowski) muzyk. Panowie wykonywali kompozycje m.in. Toma Petty'ego, Johnny'ego Casha czy Steve'a Earle'a, brzmiały bardzo nastrojowo, a i głosy znakomicie nadawały się do prezentowanych pieśni. Melancholia ze sporą energią, muzyka barowa i przebojowa, rytmiczna i nastawiająca pozytywnie do życia. Nie znam się na tym, ale podobało mi się. 
Wróciłem do domu z książką Artura Olszewskiego w torbie. Sennik tramagiczny obejmuje 52 krótkie utwory w lekkiej, przystępnej formie, utrzymane w konwencji snu (choć myślę, że i bez tego się sprawdzają). Ich głównym bohaterem jest śniący, drugoplanowymi kot i kobieta, myślę, że teksty te mogą stanowić niezłe szkice do pobudzania wyobraźni. Sączą się jak czekolada czy herbata, małymi łyczkami. Już we wtorek będę jechał do Tarnowskich Gór, na kolejny wykład doktora Jacka Kurka poświęcony kawie i już czuję tę aurę. Świat jest jeden, skojarzenia łączą się w barwną (w tym przypadku: w ciemną jak płyny) całość. 
Wyszedłem z klubu około 21 i szybkim krokiem skierowałem się na dworzec. Podróż powrotna minęła w zasadzie bez większych problemów (poza jednym wydzierającym się na rozmówcę awanturnikiem), sięgnąłem sobie po opowiadania Jorge Luisa Borgesa i spokojnie dojechałem z powrotem do Gliwic. Wkrótce poszedłem spać. 
Następne spotkanie już za miesiąc, 12 marca w - zapewne - tym samym miejscu. Trzeba szykować nowy program, żeby - chociaż raz - być przygotowanym, a nie improwizować (a zapewne plan ten skończy się jak zwykle). To był bardzo udany wieczór, spotkałem paru znajomych, z którymi miło się rozmawiało i paru nowych ludzi, obejrzałem prezentacje twórczości w różnym wydaniu, można się zainspirować i spróbować wykorzystać. Spotkamy się jeszcze nieraz, więc okazji nie zabraknie. 

Wszystkie zdjęcia mojego autorstwa, więcej fotografii znajdziecie na profilach innych uczestników wieczoru: 

Prowadzący: Michał Kiliński i Anna Polkowska

Monodram Magdaleny Zybowskiej i Mariusza Głąba

Katarzyna Ryrych

I zgasło światło... 

Koncert na finał

Do poczytania! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz