Translate

niedziela, 8 stycznia 2023

Skończył się rok 2022, zaczął rok 2023...

Skończył się rok 2022, pora więc na kilka słów podsumowań. W ciągu ubiegłych 365 dni przytrafiło się trochę sukcesów (tymi się chętnie pochwalę lub do nich wrócę), kilka porażek (te najchętniej przemilczę), trochę planów (o których kilka słów powiem, bo będą miały zapewne ciąg dalszy). Poznałem paru ciekawych ludzi (głównie twórczych), odnowiłem niektóre znajomości (z czasów studenckich). Odkryłem dla siebie pewne dzieła kultury, które wpłynęły na zmianę mojego postrzegania otoczenia, świata, ludzi. Wreszcie - zwiedziłem trochę Polski (od Bielska-Białej i Tomaszkowic po Mazury). I nadal interesują mnie szachy. Podsumowanie będzie trochę inne od poprzednich, w gruncie rzeczy przyjmie formę pigułki zawierającej to, o czym pisałem już wcześniej i nie tylko. 
Poprzedni rok zaczął się w dość kiepskiej aurze, z bolącą głową, długimi, zimowymi nocami i brakiem pomysłu na dalszą działalność. I właśnie w tych okolicznościach urodził się piękny sukces. Szedłem sobie pewnego ranka do pracy, było jeszcze ciemno, kawka dłubała coś w glebie, a ja słuchałem pewnych piosenek. Nasunęła mi się idea utworu, którego peel zadaje pytania o sens swoich działań, o to, dokąd zmierza i możliwości wyjścia z tej sytuacji. Zgłosiłem tekst ten do XII Konkursu Jednego Wiersza Wydawnictwa św. Macieja Apostoła z myślą, że mogę ten konkurs wygrać i rzeczywiście tak się stało
Kiedy Modlitwa człowieka na rozdrożu znajdowała się jeszcze w fazie tworzenia, dostałem propozycję od redaktora Przebieracza dołączenia do jury IX konkursu literackiego dla młodzieży im. Dostojewskiego. Uznałem, że będzie to ciekawe doświadczenie - i było! Pewne pomysły, które zaczerpnąłem z opowiadań czy to zwycięskiego Andrzeja, czy Kingi nadal we mnie kiełkują i liczę na to, że uda się przełożyć inspiracje na teksty. 
Ważną częścią rozwoju twórczego były dla mnie posłowia konkursowe autorstwa dr Marka Tytki z UJ, zacząłem pisać dużo tekstów według reguł pisania konkretnych form literackich. Kolejne spotkania z poezją nie byłyby raczej możliwe, gdybym nie dołączył - po długich rozmowach ze znajomymi, przy raczej niechętnym nastawieniu - do innych mediów społecznościowych - Instagrama i Facebooka. Nadal nie jestem do nich do końca przekonany, wciąż mam wrażenie, że więcej się tak naprawdę dzieje w życiu realnym, a owe media służą trochę jako wystawa. Poza tym przeraża mnie natłok informacji, to, że większość z nich nie jest potrzebnych i to, że zapoznanie się z nimi i przetworzenie zajmuje zbyt wiele czasu. Tym niemniej udało mi się dzięki nim nawiązać kilka kontaktów z ciekawymi ludźmi i odnowić parę znajomości z czasów jeszcze studenckich. 
Dużo mi dały spotkania z różnymi twórcami literatury na scenie i pokazały, jak wiele jeszcze pracy przede mną. Tu przede wszystkim muszę powiedzieć o Chorzowskim Porcie Poetyckim Barbary i Jacka Dudków oraz o krakowskiej imprezie Karoliny Strzelczyk pt. Heraski. Podczas festiwalu w Sztygarce upewniłem się, że najlepsze utwory są takie, które są zwarte, treściwe i konkretne, a przed występem powinno się choćby minimalnie zastanowić nad tym, jak ma wyglądać (czego trochę zabrakło w Krakowie, wciąż boli mnie ten hałas kibiców w tle nagrania z występu). W Klubie Pod Jaszczurami przekonałem się, że warto by było czasem się otworzyć na ludzi, wcielić się jeśli nie w gwiazdę (jak to brzmi! Ale chce się być zauważonym, chce się!), to w co najmniej kogoś na kształt duszy towarzystwa, co mi niezbyt wychodzi ze względu na moje zahamowania. A, jak zauważyłem, takie odważne postawienie sprawy, przedstawienie się, pokazanie wprost, czego się chce, potrafi otworzyć różne drzwi. Chciałbym, żeby klucze do nich stały się moją własnością, bo na razie wciąż czuję się, jakbym tylko czasami je pożyczał od losu. Nabrałem też przekonania, że z tych wszystkich wyjść nic na dłuższą metę nie będzie, jeśli nie zacznę pracować intensywnie nad własnymi wydawnictwami. A wiem o sobie, że piszę długo, z przerwami, często i niepotrzebnie się przy tym podpalam, na czym cierpi systematyczność (co widzę świetnie przy pracy nad niniejszym wpisem), za to długo odreagowuję żywiołowe spotkania z ludźmi. 
Na horyzoncie widnieje już antologia ukraińska, kolejny konkurs jednego wiersza, kolejny występ w Krakowie, będzie się działo! Z jednej strony ważne, by od tego nie zwariować, z drugiej - trzeba tym żyć, żeby twórczość własna harmonijnie się rozwijała. Tego sobie życzę. Jak to śpiewał pewien zespół - Get The Balance Right! 
Przekonałem się przy tym, że ze środowiskami kontrkulturowymi zupełnie mi nie po drodze (w świecie, w którym generalnie każdy musi walczyć o swoje, starać się o to, by i jego racje zostały uznane, mierzi mnie natarczywość agresywnych ideologii, których miłośnicy nieszczególnie różnią się od innych ludzi, często są równie żądni zaszczytów, eksponowanego miejsca w przestrzeni publicznej i związanych z tym profitów, gardzą umiarkowanymi i nie rozumieją reakcji na tę pogardę), w ich wartości jakoś nie potrafię za bardzo wierzyć. W ogóle zastanawiam się, co zasługuje w obecnym świecie, który bardzo szybko się zmienia, w którym można bardzo łatwo podważyć każdą ideę, każde tabu, każdy autorytet, na wiarę. Może rozwinę ten temat, okazje - niestety - same się nadarzą, nie chce mi się jednak wrzucać tu tematów politycznych i myśli o patrzeniu wilkiem na innych ludzi. W każdym razie - nieco nie podoba mi się, że tylu chce być przeciw i nie chce/nie potrafi opowiedzieć się za czymś. Trochę to mało twórcze. 
Sprawy nie poszłyby z pewnością naprzód, gdyby nie moje zamiłowanie do jazd rowerowych po mieście i okolicach. Podczas letnich wycieczek z Turystycznym Klubem Kolarskim PTTK im. Wł. Huzy w Gliwicach w poszukiwaniu figur św. Jana Nepomucena w powiecie i do Muzeum Gwoździ w Sośnicowicach odkryłem na nowo radość z obcowania z większą grupą ludzi, w której zwykle czuję się nieswojo. Wiem też już, że muszę w kolejnym roku mocno popracować nad formą. A sam rower wzbogacił się w nowe, lepsze oświetlenie. I może pojeździ jeszcze kolejne 20 lat. 
Odwiedziłem także urokliwy Karpacz (trzeba by się kiedyś wybrać na dłużej niż długi weekend) i cudny kompleks zabudowań klasztornych w Krzeszowie, zwiedziłem - pierwszy raz od lat - bielską starówkę przy okazji wyjazdu na koncert Jethro Tull - muzycy doskonale poradzili sobie w niesprzyjających warunkach - wspaniałe spotkanie z wyśmienitym zespołem w towarzystwie również znakomitych znajomych - i spędziłem bardzo przyjemnie czas w Giżycku i okolicach. Muszę podzielić się refleksją, że nie starczyło mi zapału, żeby tych wyjazdów było więcej, świat może być piękny jak karpackie rododendrony i tajemniczy jak wielicka kopalnia, jest co odkrywać! 
Wciąż dużo miejsca w moim życiu zajmowały szachy (głównie w internecie poprzez serwery discord Kingsofchess, Marianczello Club i Szachydlapoczątkujących, na żywo mało grałem, głównie na początku i pod koniec roku) - kulminacje rozwoju szachowej społeczności były dwie: jedna w lutym, podwielickich Tomaszkowicach, w których przez tydzień grałem, trenowałem i poznawałem ludzi, m.in. najlepszego polskiego szachistę Jana-Krzysztofa Dudę i uznanego trenera, szefa KingsOfChess, arcymistrza Artura Jakubca, a druga w grudniu,  podczas Gliwickiego Festiwalu Szachowego, kiedy to do Gliwic zjechało ponad 600 zawodników, by przez dwa dni grać ze sobą, spotykać często pierwszy raz twarzą w twarz, spędzić miło wieczór w Hotelu Royal na afterparty. Wśród uczestników znaleźli się m.in. mistrzyni Europy Monika Soćko, arcymistrzowie Igor Janik i legendarny już za młodu Paweł Teclaf, słynny mistrz międzynarodowy, dusza towarzystwa Piotr Brodowski, wielu miłośników królewskiej gry znanych dotąd z internetu. I przede wszystkim On, Organizator przez wielkie O, Zbigniew Pakleza. Gdyby nie ten człowiek, to ostatnie dwa lata wyglądałyby całkiem inaczej. Czapki z głów! 
Ech, żeby tak mieć 20, nie, może 15 lat mniej i mieć jeszcze możliwość zdziałania czegoś więcej na scenie szachowej... A teraz? Teraz to mogę myśleć o wbiciu II, w porywach I kategorii. Nie podpalam się zbytnio. Wciąż moderuję streamy i czaty, cieszę się z obcowania z jakby starymi znajomymi przez ekran, poznawania nowych, ale też widzę, że powinienem to ograniczyć, bo zajmuje mi to zbyt wiele czasu, który mógłbym poświęcić tworzeniu. Jak tu się rozdwoić (roztroić? rozczworzyć?)
Gdzie tu znaleźć czas choćby na ogródek? Mamy dopiero styczeń, ale już za chwilę trzeba będzie myśleć o tegorocznych zasiewach, przycinkach, przebudowach, nowościach i starociach do wyrzucenia. Od delikatnych miłków do intensywnych sasanek, od niepozornych mchów do imponujących róż, od małych szafirków do ogromnych kwiatów piwonii, od wczesnych przebiśniegów do późnojesiennych nagietków, od jabłek do jagód, wszystko będzie wymagać wzmożonej uwagi. Tak było i będzie. Tylko klimat jakby cieplejszy, jakby winorośl się zadomowiła na dobre w środku Europy, do którego tak mocno dociera chłód ze wschodu i budzi duży niepokój (ach, pamiętam te lutowo-marcowe dni i początkową panikę, dobrze znać ludzi, którzy znają ludzi). Na stare porządki też przychodzi czas, tak jak nie ma już starego, mocno podniszczonego tapczanu ogródkowego. Zobaczymy, jak mocno zaświeci nam słońce, jak gęste opadną na świat chmury, jak wielki spadnie deszcz. 
Zrobiło się nieco melancholijnie, trochę daleko od spraw żywotnych, a blisko spraw duchowych. Dla myśli dobra jest muzyka, dużo dobrej muzyki przesłuchaliśmy w ramach zabawy na forum miłośników Depeche Mode - Devotees, tu link, muzyka jest jak światło, które oświeca odpowiednie komórki w mózgu i w sercu. Cały czas bywałem w Tarnogórskim Centrum Kultury na wykładach z serii "Podróże ze sztuką" prowadzonych przez znakomitego kulturoznawcę, historyka, erudytę, doktora Jacka Kurka, opowiadającego o niedostrzeganych na co dzień drobiazgach w życiu i w społeczeństwie, ciekawych miejscach, ludziach, a zawsze skłania do refleksji nad miejscem człowieka w świecie. Dzięki niemu zainteresowałem się też klasyczną literaturą południowoamerykańską, ale zbyt daleko jeszcze, by więcej o tym mówić i dzielić się przemyśleniami, kiedy ledwie  liznąłem. Z polskich twórców lubię zaglądać do klasyka - Bolesława Leśmiana - kompletnie inna wizja niż moja, a jak dobrze przyswajalna! I do Leopolda Staffa, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, podoba mi się poezja z tamtych czasów. Chciałbym czytać więcej. 
Tu jeszcze warto wspomnieć o emocjach sportowych, po raz pierwszy byłem widzem podczas imprezy w randze mistrzostw świata, kiedy w październiku polskie siatkarki mierzyły się w gliwickiej Arenie z Serbkami i poznałem, co to znaczy żywiołowo reagująca publiczność (Turcy!) Oby i kolejny rok obfitował w ciekawe spotkania, wrażenia w różnych miejscach, przemyślenia, emocje! Tylko do tego trzeba się odważyć działać. Do odważnych świat należy. 

1503 wyświetlenia bloga przez ostatnie 12 miesięcy to całkiem ładny wynik! 6 kwietnia padł rekord 60 wyświetleń. Najwięcej wejść zdobył wpis o 20. Porcie Poetyckim w Chorzowie
Kolejne miejsca na podium zajęły posty o mojej wygranej w konkursie literackim i o symultanie z Janem-Krzysztofem Dudą. Na czwartym miejscu gościnny wpis Przemka Grudnika o spływie Bytomką. W sumie 44 posty. Niech w tym roku będzie więcej! W tym miejscu chciałbym podziękować Czytelnikom za obecność, za wspieranie mojej działalności słowem i działaniem, cieszę się, że jesteśmy tu razem, obyśmy przeżyli wspólnie niejedną jeszcze przygodę! 

I tyle by było podsumowań, kolejne tematy same już wychodzą z notatnika i proszą się o przedstawienie. Wczoraj wszedłem na górę Ślężę i zachwyciłem się rześkim powietrzem, pięknem zielonego krajobrazu (w styczniu!) i o tym wyjeździe będzie kolejny wpis. Następne pomysły też już kiełkują, będziecie mieli o czym czytać. Do spotkania! 

Bez wątpienia bez tego gościa na zdjęciu ubiegły rok i perspektywy wyglądałyby inaczej. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz